Oj jak mnie dziś rozdrażnił romans.
czytam "Kontrakt" Quick. On się ożenił z dziewczyną, która mu przedstawiła jasno warunki PRZED ŚLUBEM. Zgodził się na nie. A teraz się okazuje, że ma to daleko w nosie i jest paskudnym zadufanym w sobie macho. I jeszcze się oburza, że ona wątpi w jego honor. Nie lubię jak romasnowe samce alfa olewają potrzeby swojej partnerki i wydaje im się, że są tacy cudowni, że nie pragnie niczego poza nim. Po kiego się z nią żenił, skoro mu nie pasuje taka, jaką jest?! Mógł sobie wziąć inną.