przez Kawka » 10 sierpnia 2009, o 13:00
Mnie irytuje jak bohaterka jest totalną debilką. Facet, jej obrońca tłucze takiej do łba, żeby się nie pchała w tarapaty, bo np. grozi jej jakieś realne niebezpieczeństwo, a ona, w swym zadufaniu, pcha się w sam środek awantury, zupełnie niepotrzebnie, udowadniając przy tym jaką jest uparta i wredą kretynką. Rozumiem, że w powieści musi być trochę akcji, że on musi ją ostatecznie uratować, że byłoby nudno, gdyby go słuchała, ale czasem autorki przeginają. CZy każda bohaterka romansu historycznego musi mieć więcej testosteronu niż jej mężczyzna? Wkurza mnie ten schemat.