E, nie zrażajcie się tak bardzo. "Całą zawartość damskiej torebki" da się przeczytać, mnie jednak wkurzył opis z okładki pełen ochów i achów, który brzmi tak: ["<span style="font-style: italic">Błyskotliwa powieść obyczajowa, pełna humoru i wyrozumiałości dla pogubionych na życiowych zakrętach bohaterów</span>"], bo nijak się ma do rzeczywistości. Humor owszem jest, ale na kolana nie powala, akcja ciągnie się jak flaki z olejem, bohaterka [która co i rusz cytuje Marzenę Brodę i Clarissę Pinkolę Estes albo z nowym ukochanym czyta "Pieśń nad Pieśniami"] momentami tak wkurza, że ma się ją ochotę kopnąć w tyłek, żeby się wreszcie ocknęła. I tak przez 456 stron. Nie zniechęcam Was do czytania "Całej zawartości...", bo warto wyrobić sobie o niej własne zdanie, ale jeśli nastawicie się na wartką akcję i świetny romans, to raczej się zawiedziecie. No i ta cena - 32.90zł. Za taką sumę nie warto, ale na wyprzedaży dlaczego nie.
A oto fragment [jeden z lepszych]:
"<span style="font-style: italic">Nie było wątpliwości: nadal unosiłam się metr nad ziemią. Ucho i komórkę miałam rozżarzone do czerwoności. Serce waliło mi cztery razy szybciej niż normalnie, a metabolizm osiągał szczyty. Ksawery wydzwaniał jak psychicznie niezrównoważony paranoik, i rozmawialiśmy na okrągło, przez cały dzień, w każdej wolnej sekundzie.
Wrócił Eryk, a ja, kiedy wreszcie po zakupach zainspirowanych perspektywą spotkania z Ksawerym tuż, tuż, dotarłam wieczorem do domu, ledwo go zauważyłam.
Spojrzałam w łazienkowe lustro, i zdumienie odjęło mi mowę: pomimo całodziennej mimowolnej głodówki, jako że usta miałam ustawicznie zajęte rozmową, wyglądałam – cóż, nie da się ukryć – fascynująco. Ewidentnie emanowała ze mnie pozytywna energia wywołana gorączką erotyczną: oko mi błyszczało, jakbym za radą mamy wlała w spojówki cały litr soku cytrynowego, włos, niczym u Grażyny Torbickiej, połyskiwał z własnej woli i układał się twarzowo bez żadnego wysiłku, nos wyglądał na mniejszy w zestawieniu z rozgorączkowanym okiem, a każdy mięsień i każda kość w moim ciele zdawały się współgrać ze sobą w idealnej harmonii.
Eryk łypnął na mnie raz czy dwa zdumiony, ale nie odezwał się ani jednym niepotrzebnym słowem. Okazanie ciekawości byłoby niemęskie i świadczyłoby o słabości.
Tuż przed snem, po kąpieli w Palmolive fioletowym, które kupiłam, żeby zasypiać z zapachem Ksawerego, zadzwonił znowu. Była już prawie północ, leżałam w łóżku, patrząc na letni księżyc i cienie przesuwające się po lawendowych ścianach jak stary film; w ciemności łatwiej było mi sobie wyobrazić, że tu ze mną jest.
– Nie mogę spać. Bez ciebie – powiedział.
– Ja też nie.
– Agnieszko…. – zawiesił poważnie głos – ja… muszę ci coś powiedzieć…
Spociłam się natychmiast. No co znowu. Jezu. Czy oni
nie mogą tak normalnie, bez krętactw, kombinacji, pewnie w ogóle nie przyjedzie, będzie się migał, no bo po co dzwoni o północku, po co mi spokój i sen w drzazgi rozwala, jakim prawem.
– Uhm – chrypnęłam słabo do słuchawki.
– Agnieszko… ja… się w tobie zakochałem.
Zmartwiałam.
– Ksawery…
– Ja wiem, myślisz, że to niemożliwe, za szybko, ale ja wiem… – rozpędził się.
– Ksa… ale nie mów… to naprawdę za szybko. Za wcześnie. Przecież… my się w ogóle nie znamy nawet. Może ci się wydaje, bo jesteś sam, i na wirażu…
– Agu, nie wiem, co to znaczy, na jakim znowu wirażu…
– Emocjonalnym. Jesteś spragniony akceptacji i bliskości po rozbitym związku, a to nie to samo co…
–… co miłość? Agu, ja wiem, co czuję… i uwierz mi, nigdy… od dawna żadna panna… nigdy do żadnej niczego nie czułem… To nie jest na chwilę, rozumiesz?
– Ksa, ale ty wiesz, że jesteś paliwoda pierwszej wody, wszystko albo nic, i od zaraz. Musimy ochłonąć. Dać sobie czas – broniłam się, chociaż wiedziałam, że w zaistniałych okolicznościach plotę głupoty. – Oboje jesteśmy poturbowani, to za szybko naprawdę…
– A na co mamy czekać? Aż będziemy mieć po pięćdziesiąt lat? Będziemy się testować i sprawdzać, czy możemy ze sobą w ogóle być, i wyjdzie nam, jak to zwykle przy samospełniających się proroctwach, że nie możemy? Agnieszko, ja ciebie kocham. Wiedziałem to, zanim jeszcze cię zobaczyłem, wiedziałem po naszych rozmowach… spotkanie było tylko potwierdzeniem tego, co już wiedziałem…
Leżałam sobie cichutko, i czułam, że łzy napływają mi do oczu.
– Masz wszelkie prawo mi nie ufać. Zrozumiem. Po tym, co o mnie wiesz, masz pełne prawo. Ale to jest prawdziwe. Agnieszko… jesteś tam?
– Tak…
–… Ja nie chcę już marnować czasu. Nie chcę żyć byle jak. Chcę żyć dobrze i pięknie. Z tobą. Chcę się z tobą kochać, z tobą kłaść spać, i jeść rano śniadanie, i myć zęby, i palić na balkonie, tańczyć, czytać książki, śpiewać i pić wódkę, razem, wszystko, do końca. I tak umrę pierwszy, bo jestem choleryk.
– Ale ja jestem nienormalna. Byłam w chorym związku, i nie jestem gotowa… tak od zaraz… to może odbić się na nas, na tobie.
– Agusiu, ja cię wyleczę. Zobaczysz. Wyleczę cię ze wszystkich tych twoich lęków i kompleksów. Przecież… zdarzył nam się cud.
– Tak.
– Chcę być z tobą. Tyle wiem. Chcę ciebie… z… z… czekaj… wiem, mam. Z całą tą niepojętą dla płci męskiej surrealistyczną zawartością twojej torebki. Emocjonalnej i psychologicznej. Agnieszko. To jest na serio. Ja… powiedziałem o tobie swojej mamie…
Chryste. Bredzi w malignie. Jakiej torebki? Powiedział matce swej o mnie?!
– I co? – wyjąkałam.
– Powiedziała – nagle głos podskoczył mu o oktawę –… powiedziała…”to ja… zrobię kurę!”
Niewiele brakowało, a udławilibyśmy się ze śmiechu.
Nie mogliśmy przestać. Ryczeliśmy chyba z pięć minut, a co przestawaliśmy, i próbowaliśmy powiedzieć coś bardziej… na miejscu, zaczynaliśmy od nowa.
– Ksawery… – Zapanowałam wreszcie nad sobą. – Ja… ciebie też. Chyba zawsze cię kochałam. Mimo że porzuciłeś mnie niecnie po spacerze jesiennym na górę pod Baranem i pisałeś mi wiersze o smutku. I teraz, za tę kurę.
– Jesteśmy nienormalni? Rzucamy się z motyką na słońce?
– No – zaśmiałam się.
Boże, jak chciałam się do niego przytulić.
– Teraz to bym sie do ciebie przytulił, i już tak bym został, na twoim ramieniu – zamruczał, a następnie powtórzył jeszcze raz to wszystko, co już mi powiedział, a co każda kobieta zawsze chce słyszeć raz po raz, nieustannie i bez przerwy.
A ja co zrobiłam? Rozpłakałam się. Patrzyłam na rozmazany księżyc, na rozmazane smugi światła i cienia na ścianie. Szary przeciągnął się przez sen i ziewnął, oblizując nos różowym języczkiem.
Wtuliłam się w pościel, szukając zapachu Ksawerego, i obracając w głowie jego słowa.
Zasnęłam chyba dopiero nad ranem, a kiedy się obudziłam, nadal ściskałam w ręku komórkę. Na wyświetlaczu pokazała się mała koperta. Miałam wiadomość:
Jest już jutro. A ja Cię dalej kocham!</span>"