Teraz jest 24 listopada 2024, o 04:00

Aktualnie w kinie

Romantyczne – ale nie tylko – opowieści filmowe, serialowe i teatralne
Od filmów kostiumowych po azjatyckie dramy
Na co czekamy, co polecamy, co odradzamy...


Halloween przed ekranem: nasza klasyka
Avatar użytkownika
 
Posty: 45389
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:14
Lokalizacja: Czytam, więc jestem.
Ulubiona autorka/autor: N.R./JD.Robb/Krentz/Quick/Castle/L.Kleypas/Ch.Dodd

Post przez Lilia ❀ » 13 czerwca 2009, o 14:42

<span style="font-size: 18px; line-height: normal">Colin Firth filmu nie uratował</span>



"Lwica" i "Genua. Włoskie lato", które od piątku można oglądać w polskich kinach, to dowód na to, jak różnie można odebrać ten sam film. Z kolei "12 rund" - że odgrzewane kotlety nie zawsze są dobrym materiałem na film.



<span style="font-weight: bold">"Genua. Włoskie lato"</span>



"(...) urzeka prostotą, zresztą prostota wydaje się dominantą obserwacji przywołanych na ekranie. Tymczasem paleta wątków, jakich film dotyka, jest szeroka. Sięga od uroków barwnego włoskiego "dolce vita" (...), po problemy tożsamościowe młodych Europejczyków, które zaskakują amerykańskiego wykładowcę (...). Ale operując prostotą, Winterbottom tworzy niespodziewanie bogate konstrukcje. Bywa, że wystarczy jeden gest, by scena nabrała nowych znaczeń".



Kondrad J. Zarębski, "Kino"



"Winterbottom lubi przekomarzanki. Tak jakby za każdym razem chciał udowodnić, że potrafi nakręcić absolutnie wszystko. (...) Jednak zabójcze tempo i ułańska fantazja Winterbottoma sprawiają, że niemal wszystkie jego filmy przypominają brudnopisy: to niegotowe szkice, przed ostatecznym montażem, finałowym szlifem. Nie inaczej jest z "Genuą".



Łukasz Maciejewski, "Dziennik"



"W tym smutno optymistycznym filmie (zdradzającym pewne podobieństwo do "Nie oglądaj się teraz" Nicolasa Roega z 1973 roku) za wiele się nie dzieje, jednak Wintrebottomowi udało się wprowadzić tu podskórne napięcie i zbudować atmosferę niepokoju tak sugestywną, jak w całkiem niezłym thrillerze. (...) Ten kameralny dramat rodzinny zapewne spotka się z wieloma zarzutami: a to, że banalny, a to że - wbrew tematowi - błahy, a to, że pozbawiony dramaturgii i "lecący klimatem", a to, że wstawki z magicznego realizmu rodem stanowią w nim ciało obce itd. W każdym z tych zarzutów jest coś na rzeczy, ale i tak film działa, a Winterbottom udowadnia nim, że jest jednym z najbardziej wszechstronnych reżyserów współczesnych".



Paweł Mossakowski, "Gazeta Wyborcza"



"Winterbottom jest twórcą wszechstronnym. Potrafi nakręcić film polityczny, jak "Na tym świecie" i "Droga do Guantanamo", gorzki obraz wojenny w stylu "Alei Snajperów", melodramat ("Więzy miłości"), nawet erotyczny ("9 Songs"). W "Genui. Włoskim lecie" usiłował połączyć dramat psychologiczny z metafizycznym esejem. I nie bardzo mu to wyszło. Omamy dziewczynki nagle wymykają się ze sfery wyobraźni i przybierają realną postać. Jej przeżycia zostają odarte z tajemnicy. Brakuje tu drobnych obserwacji, subtelnych spojrzeń, gestów, które tworzą nastrój podobnych obrazów. Film zamienia się w dokument krajoznawczy. Nie ratuje filmu nawet subtelne, naturalne aktorstwo Colina Firtha w roli ojca."



Barbara Hollender, "Rzeczpospolita"



<span style="font-weight: bold">"Lwica"</span>



"Sporo widziałem w życiu filmów więziennych, ale takiego, w którym za kratami latałyby rozwrzeszczane maluchy, suszyły się ubranka i walały pampersy, jeszcze nie; ta niezwykła, chaotycznie kolorowa i prawdziwie piekielna sceneria jest głównym atutem filmu (kręconego zresztą w autentycznych, więziennych wnętrzach, kamerą "z ręki" i w naturalistycznym, paradokumentalnym stylu). To, co się dzieje wewnątrz tego okropnego miejsca, już jednak tak niezwykłe nie jest. (...) prawdziwy dramat pojawia się na pół godziny przed jego zakończeniem. (...) Szkoda też, że intensywności obrazu i stylistycznej konsekwencji nie towarzyszy równa im spójność fabularna. Nawet jednak gdyby film był bezbłędny, nadawałby się raczej tylko dla amatorów gatunku".



Paweł Mossakowski, "Gazeta Wyborcza"



"Twórcy filmów fabularnych nigdy nie podeszli tak blisko dziwnego świata dzieci, które rodzą się w więzieniach i przez pierwsze lata życia pozostają w zamknięciu ze swoimi matkami. (...) Pokazując społeczność więźniarek z dziećmi, uchwycił niezwykłe porozumienie kobiet w obliczu macierzyństwa, bez względu na okoliczności. (...) Wprawdzie można też oglądać "Lwicę" jako film kryminalny, ale najciekawsza jest w nim powieść o instynktownej sile macierzyństwa właśnie. (...) "Lwica" może drażnić czy rozczarować zakończeniem - nieprzystającym stylistycznie do reszty obrazu, bajkowo przełamujacym brutalną , naturalistyczną konwencję filmu. (...) By przyjąć takie rozwiązanie akcji, trzeba jednak poddać się filmowi Trapero, dać działać emocjom, przestać kalkulować".



Magdalena Michalska, "Dziennik"



<span style="font-weight: bold">"12 rund"</span>



"Cała akcja to jedna wielka powtórka z trzeciej części "Szklanej pułapki". Kolejne pomysły i sceny albo są ordynarnymi podróbkami albo w najlepszym razie mało lotnymi wariacjami na temat tamtego filmu i kilku jeszcze innych ze "Speed" na czele. Z tą tylko różnicą, ze Bruce 'a Willisa zastąpił z klocka ciosany, były wrestler John Cena, wyglądający na zdziwionego tym, co każą mu robić".



Wojtek Kałużyński, "Dziennik"

Avatar użytkownika
 
Posty: 1379
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:14
Lokalizacja: Bydgoszcz

Post przez Patitih » 16 czerwca 2009, o 14:36

Jakiś tydzień temu byłam z koleżanką na "wojnie polsko - ruskiej" (nie wiem czy mówiłam, ale postanowiłyśmy oderwać się od facetów przynajmniej raz w miesiącu, a będziemy dążyć do tego by działo się to z większą częstotliwością, i chodzić do kina, w jednej ręce kawka w drugiej dietetyczne ciastka owsiane z duuuużą ilością cukru). I tak oto zaopatrzone w nasz kinomaniakowy zestaw ruszyłyśmy.

Opowiadać filmu nie będę, zachęcać czy ostrzegać też nie, a co do podzielenia się wrażeniami...

Większość filmu wyglądała tak - z większości scen śmiałam się do rozpuku po czym uświadamiałam sobie, że nie ma się z czego śmiać, bo to co ujrzałam jest tragiczne i żałosne i siedziałam z wyrzutami sumienia, że pozwoliłam sobie na tę chwilę rozbawienia do momentu kolejnego rozbawienia i tak w kółko.

Po wyjściu z kina koleżanka zadała mi pytanie "i jak?"

Idąc myślałam podobał mi się film? czy nie? tak? czy nie?

po upływie 5 min spojrzałam na nią czując jakąś taką pustkę i mówię "nie wiem"

po powrocie do domu siadłyśmy, a panowie

- "a wy w kinie czy na stypie byłyście?"

- " no w kinie"

- " no i jak?"

cisza

- "nie wiemy"



Tak więc jeśli chcecie, żebym Wam powiedziała czy film mi się podobał i czy warto go zobaczyć moja odpowiedź brzmi ... "nie wiem"

Avatar użytkownika
 
Posty: 28668
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:14
Lokalizacja: i keep moving to be stable
Ulubiona autorka/autor: Shelly Laurenston, Anne Stuart

Post przez Fringilla » 16 czerwca 2009, o 18:49

no proszę, katartycznie z lekka chyba Obrazek

Avatar użytkownika
 
Posty: 1379
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:14
Lokalizacja: Bydgoszcz

Post przez Patitih » 17 czerwca 2009, o 12:05

tak do tego nie podchodziłam, ale z perspektywy czasu mogę potwierdzić, że ... z lekka

Avatar użytkownika
 
Posty: 45389
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:14
Lokalizacja: Czytam, więc jestem.
Ulubiona autorka/autor: N.R./JD.Robb/Krentz/Quick/Castle/L.Kleypas/Ch.Dodd

Post przez Lilia ❀ » 19 czerwca 2009, o 15:57

<span style="font-size: 18px; line-height: normal">Na co do kina?</span>



W najbliższy weekend w kinach zakróluje prowincja - polska i czeska. Nie zabraknie też dreszczyku emocji dla wielbicieli horrorów i wzruszeń dla miłośników komedii romantycznych. Do kin trafia kolejna odsłona perypetii mieszkańców Królowego Mostu.



<span style="font-weight: bold">"U Pana Boga za miedzą"</span> Jacka Bromskiego to kontynuacja przebojowych komedii " U Pana Boga za piecem" oraz "U Pana Boga w ogródku".

Spokojne życie mieszkańców tego kąta Podlasia zakłócały tylko przybycia obcych. Czasem obcy stawał się swoim, jak Marusia, Bocian czy Marian, czasem - obcy znikał, wygnany przez lokalną społeczność, która nie chciała burzenia swojego świata. Tak jest i tym razem. Marina, atrakcyjna, dojrzała i samotna instruktorka przybywa do Królowego Mostu, by zapoznać miejscową policję z tajnikami obsługi komputera. Wreszcie można wyciągnąć z szafy laptopa, którego przesłali z centrali, a który dotychczas spokojnie oczekiwał na swój los w sejfie. Zza wielkiej wody, w białym kabriolecie, przybywa Amerykanin, a tak naprawdę - Staś Niemotko, po 20 latach emigracji wracający na ojcowiznę. Niestety - miasteczko niby nic się nie zmieniło, ludzie ci sami, ale z ojcowizny pozostały same zgliszcza...



Jeśli od polskiej wolicie czeską prowincję, warto wybrać się na najnowszy film twórcy "Dzikich pszczół" i "Szczęścia". <span style="font-weight: bold">"Mój nauczyciel"</span> Bohdana Slámy to wzruszająca opowieść o ludziach, którzy pragną miłości, ale są zbyt wystraszeni lub niepewni, by ją dostrzec, gdy pojawia się w ich życiu. Petr uczy swoich młodych podopiecznych, że aby poznać siebie trzeba dostrzegać i rozumieć różnorodność natury. Jednak nie zdaje sobie sprawy, jak wiele musi dowiedzieć się jeszcze o samym sobie. Zostawiając rodziców i wszystkie niespełnione miłości w Pradze, jedzie do wiejskiej szkoły. Tam zaprzyjaźnia się z Marie i jej nastoletnim synem, Ladą. Wkrótce między tą trójką pojawią się intensywne emocje - Marie pragnie Petra, on pragnie Lady, a Lado?



"Próbowaliśmy zrobić film o kwestiach intymnych i osobistych, które wyglądają tak samo wszędzie na świecie" - mówił o swoim najnowszym filmie Sláma. - "Poszukiwanie miłości to niekończąca się walka, która kształtuje każdego człowieka i jest sednem praktycznie wszystkich historii. Nieodwzajemniona miłość boli tak samo - nieważne, gdzie mieszkasz".



Spóźniony, ale dobrze, że w ogóle pojawił się w polskich kinach. <span style="font-weight: bold">"Ojcze nasz. Krew z krwi"</span> to znakomity debiut o środowisku nielegalnych imigrantów z Meksyku w USA oraz o skradzionej tożsamości, który w 2007 roku na festiwalu w Sundance zdobył nagrodę jury.



Ta prowokująca historia to również dogłębna analiza człowieka pragnącego być kochanym. Juan i Pedro spotykają się w ciężarówce pełnej meksykańskich imigrantów jadących bez dokumentów do Nowego Jorku. Pedro pokazuje Juanowi zapieczętowany list od matki i opowiada nowemu przyjacielowi, że jedzie na pierwsze spotkanie ze swoim ojcem Diego, bogatym restauratorem, którego dotąd nie wiedział. Niestety, rano budzi się okradziony, ląduje na ulicy, jest kompletnie zagubiony w obcym mieście. Tymczasem Juan pojawia się u Diego z listem, twierdząc, że jest jego synem.



Dla miłośników horroru pozostają <span style="font-weight: bold">"Udręczeni"</span>, których jak twierdzą twórcy zainspirowała autentyczna historia. Produkcja rozpoczęła się w roku 2003, kiedy producent Andrew Trapani obejrzał w telewizji film dokumentalny o niewyobrażalnym horrorze, jaki przeżyła Carmen Reed i jej rodzina. Trapani obejrzał materiał z zapartym tchem, po czym postanowił odszukać Reed i porozmawiać z nią osobiście. Opowieść kobiety wprawiła go w osłupienie, podobnie jak producenta Paula Brooksa.



"To niewiarygodne, że wszystkie ataki sił nadprzyrodzonych wydarzyły się w przeciągu kilku miesięcy poszczególnym członkom rodziny" - zauważa Brooks.



Kiedy rodzina Campbellów przeprowadza się do Connecticut, niebawem dowiaduje się, że ich uroczy, wiktoriański dom ma mroczną przeszłość. Ich życie zamienia się w koszmar, a zło celuje w ich nastoletniego syna.



Kto po całym tygodniu pracy chce się po prostu odstresować przy filmie lekkim, łatwym i przyjemnym, polecamy komedię z Sandrą Bullock - <span style="font-weight: bold">"Narzeczony mimo woli"</span> o pewnej szefowej, która zmusza swojego młodego asystenta do poślubienia jej. Tylko w ten sposób może sobie zapewnić wizę oraz prawo do stałego pobytu w Stanach Zjednoczonych. Komedia romantyczna wyreżyserowana przez współtwórczynię "Step Up" i "40-letniego prawiczka".

Avatar użytkownika
 
Posty: 45389
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:14
Lokalizacja: Czytam, więc jestem.
Ulubiona autorka/autor: N.R./JD.Robb/Krentz/Quick/Castle/L.Kleypas/Ch.Dodd

Post przez Lilia ❀ » 20 czerwca 2009, o 14:37

<span style="font-size: 18px; line-height: normal">"Kinowa telenowela" Bromskiego</span>



Krytycy nie mają wątpliwości - trzeci film Jacka Bromskiego z serii "U Pana Boga..." to porażka. Kolejne przygody bohaterów Królowego Mostu to - według nich - "kinowa telenowela".



<span style="font-weight: bold">"U Pana Boga za miedzą"</span> posiada według recenzentów tylko jeden walor: "urokliwe zdjęcia Ryszarda Lenczewskiego".



"O scenariuszu lepiej nie wspominać: film świetnie sprawdzi się w telewizji, bo formatem dopasowany jest do poziomu Plebanii czy Rancza Wilkowyje. Zgrozą są już natomiast żarty - tak toporne, że nawet żądna rozrywki publiczność z popcornami w ręku na pokazie premierowym reagowała na nie znaczącym milczeniem" - relacjonuje Paweł T.Felis z "Gazety Wyborczej".



Wtóruje mu recenzent "Dziennika" Wojtek Kałużyński: "Wygląda to niestety tak, jakby Bromski postanowił dokręcić kolejną część, nie bardzo mając na nią pomysł" - uważa krytyk i dodaje, że "U Pana Boga za miedzą" to "chaotyczny miszmasz uciekający się do dość prymitywnego pastiszu".



"A to jakiś żarcik ze Schwarzeneggera, a to cytacik z "W samo południe" celebrujący westernowy sztafaż, a to jeszcze inny drobny wtręcik, a na końcu pojawia się sam Jacek Bromski w roli dobrotliwego tatusia" - pisze Kałużyński.



Na ekranach polskich kin zadebiutował też w piątek czeski film <span style="font-weight: bold">"Mój nauczyciel"</span> w reżyserii Bohdana Slamy, opowiadający o przybywającym na spokojną prowincję nauczycielu-geju.



"Portret geja-ofiary zamienia Slama na uniwersalną opowieść o potrzebie bliskości, poszukiwaniu własnego miejsca. Nie przygląda się światu z zewnątrz, lecz portretuje go od środka. Próbuje rzeczywistość jakoś okiełznać i oswoić" - uważa Wojtek Kałużyński ("Dziennik").



Mniej wyrozumiałości dla czeskiego filmu ma Paweł Mossakowski z "Gazety Wyborczej", który chwali co prawda "powściągliwe aktorstwo głównych wykonawców, fajny kontrast między idyllicznym, jasnym światem zewnętrznym, a wewnętrznym piekłem skrywanych namiętności" ale zwraca też uwagę na to, że "sama historia irytuje swoim fałszywym, siłowym optymizmem".



Może rację ma więc Kałużyński kiedy zauważa, że "ciągnie ten film czeska wyrozumiałość, z jaką Bohdan Slama traktuje swoich bohaterów. Dzięki niej żadna z postaci nie wypada na ekranie jednoznacznie".



Odkryciem tego tygodnia jest dla krytyków "błyskotliwy debiut" argentyńskiego reżysera Christophera Zalli, nagrodzony w ubiegłym roku na festiwalu w Sundance <span style="font-weight: bold">"Ojcze nasz. Krew z krwi"</span>.



"Nieszablonowo pomyślany, brawurowo napisany, prosto i dynamicznie opowiedziany" - chwali film o południowamerykańskich imigrantach Kałużyński ("Dziennik") a Paweł Felis z "Wyborczej" zauważa, że początkujący reżyser "świetnie bawi się w filmie formą i narracją: błyskotliwie splata zazębiające się wątki, spotyka swoich bohaterów i pozwala im się mijać, ale wyzbywa się pokusy patetycznej, happyendowej puenty".



Potwornie zjechany została za to kolejna z piątkowych premier - horror <span style="font-weight: bold">"Udręczeni"</span>. "Trzaskają drzwi, rozpadają się ściany, z których wyłazi glistowata maź, a zjawy zmarłych duszą zasłonkami w łazience i wywołują tajemnicze plamy na ciele. Potrzeba egzorcysty?" - pyta retorycznie Paweł T.Felis ("GW"). I odpowiada, że bardzie na miejscu byłyby "lekcje z filmowego rzemiosła" dla reżysera filmu. "Udręczeni skrojeni są tak, jakby reżyser do spółki z całą ekipą uczyli się sztuki kinowej na bezmyślnie naśladowanych horrorach klasy C" - pomstuje Felis.



Spory potencjał w "Udręczonych" dostrzegł za to Jakub Demiańczuk z "Dziennika". Cóż z tego, skoro został on "koncertowo zmarnowany"? "Z pełnego napięcia thrillera film szybko zmienia się w kalejdoskop tandetnych chwytów, które nie wywołują w widzach lęku, ale co najwyżej zmuszają do podskoczenia w fotelu. Ale nawet najmniej wybredni wielbiciele dreszczowców raczej się na to nie nabiorą. Tak jak na to, że film powstał na podstawie prawdziwych wydarzeń (które podobno miały miejsce w Connecticut w latach 80.)" - pisze krytyk "Dziennika".



Demiańczuk ocenia, że film "ratuje niezłe aktorstwo niezłe zdjęcia i kilka klimatycznych sekwencji. ale to zdecydowanie za mało, żeby zaryzykować wyprawę do kina".



Kolejna piątkową premiera jest <span style="font-weight: bold">"Berlin Calling"</span> - fabularna próba opisania zjawiska kultury techno.



"Gdyby oglądać ten film z zamkniętymi oczami, byłby całkiem znośny - wypełniająca go muzyka electro może zadowolić nie tylko fanów gatunku. Ale zbudowana wokół niej historia jest nudna i bezsensowna" - uważa Paweł Mossakowski z "Wyborczej".



Niewiele różni się opinia Łukasza Maciejewskiego, który na łamach "Dziennika" pisze: "Temat sztuka i szaleństwo w kinie nie ma końca. W Berlin Calling jest wprawdzie szaleństwo, ekstaza i twórczość, ale nie ma to wszystko jednak głębszego sensu". I z żalem dodaje: "Naprawdę chciałbym, żeby film był lepszy. Berlin Calling traktuje bowiem o fenomenie, który ciągle nie został należycie opisany czy zwizualizowany".



Ostatnią z piątkowych premier jest <span style="font-weight: bold">"Narzeczony mimo woli"</span> z Sandrą Bullock.



"Przeciętne romansidło" - kwituje w "Dzienniku" Diana Rymuza i rozwija swą aforystyczną myśl tłumacząc, że "Narzeczony mimo woli" co prawda "trochę łamie stereotypy komedii romantycznej, pokazując związek starszej kobiety z młodszym mężczyzną i tegoż faceta wyzwalającego się spod władzy despotycznej szefowej. Głównie jednak stereotypy powiela".



Słabe strony filmu wypunktowuje też Paweł Mossakowski ("GW"): "Jest to komedia romantyczna najzupełniej rutynowa, przewidywalna, nieoryginalna". Zauważa jednak, że to i tak "najlepsza z wszystkich filmów tego gatunku, jakie ostatnio gościły na naszych ekranach". Krytyk "Wyborczej" docenia komedię z Bullock za to, że jest "umiarkowanie zabawna, ale nie obciachowa i raczej sympatyczna". No to jeszcze kontr-szpileczka od Rymuzy: "Sandra Bullock od dwóch dekad gra tą samą rolę i wciąż szuka miłości. Za kolejnych 20 lat pewnie poszuka jej w domu starców".

Avatar użytkownika
 
Posty: 8026
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:14
Lokalizacja: doncaster

Post przez gmosia » 20 czerwca 2009, o 17:02

obejrzałabym sobie "Narzeczonego mimo woli", ale mam ograniczenia na internet i muszę sobie poczekać co najmniej miesiąc... Obrazek

Avatar użytkownika
 
Posty: 28668
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:14
Lokalizacja: i keep moving to be stable
Ulubiona autorka/autor: Shelly Laurenston, Anne Stuart

Post przez Fringilla » 20 czerwca 2009, o 19:41

co do fragmentu recenzji o domu starców: a niech i tam szuka Obrazek a nie wolno? Obrazek

czyżby recenzent mylił aktorkę z postaciami odgrywanymi? Obrazek

Avatar użytkownika
 
Posty: 11887
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:14
Lokalizacja: Hellfire

Post przez Kat » 21 czerwca 2009, o 00:09

ja bylam na Narzeczonym mimo woli i goraco polecam - swietny film. Ma duzo zabawnych momentow, ale tez takie w ktorych mozna sie wzruszyc. Raynolds i Bullock - fantastyczni. cala fabula tez smieszna i fajna. i te widoki kiedy on jest bez koszuli... mhmmmmmmmmm...

Avatar użytkownika
 
Posty: 17841
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:14
Ulubiona autorka/autor: Jayne Ann Krentz

Post przez Berenika » 21 czerwca 2009, o 00:10

Czuję się zachęcona Obrazek

Avatar użytkownika
 
Posty: 28668
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:14
Lokalizacja: i keep moving to be stable
Ulubiona autorka/autor: Shelly Laurenston, Anne Stuart

Post przez Fringilla » 21 czerwca 2009, o 03:06

bez koszuli? a ten moment bez spodni i koszuli i ogólnie niczego? Obrazek

też byłam i przyznam: bezbłędna jak dla mnie "komedia romantyczna" z sensem nawet Obrazek

i wciąż lubię Sandrę Obrazek

Avatar użytkownika
 
Posty: 45389
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:14
Lokalizacja: Czytam, więc jestem.
Ulubiona autorka/autor: N.R./JD.Robb/Krentz/Quick/Castle/L.Kleypas/Ch.Dodd

Post przez Lilia ❀ » 21 czerwca 2009, o 17:12

A nie wydaje Wam się, że po Sandrini już widać lata?

Avatar użytkownika
 
Posty: 28668
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:14
Lokalizacja: i keep moving to be stable
Ulubiona autorka/autor: Shelly Laurenston, Anne Stuart

Post przez Fringilla » 21 czerwca 2009, o 19:46

widać. i super Obrazek mi się podoba Obrazek

Avatar użytkownika
 
Posty: 11887
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:14
Lokalizacja: Hellfire

Post przez Kat » 21 czerwca 2009, o 20:12

mi tez Obrazek bardzo fajnie wyglada Obrazek i gra na poziomie - jak zwykle Obrazek

Avatar użytkownika
 
Posty: 28668
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:14
Lokalizacja: i keep moving to be stable
Ulubiona autorka/autor: Shelly Laurenston, Anne Stuart

Post przez Fringilla » 23 czerwca 2009, o 00:56

przyznam jednak, że jak zwykle parę rzeczy nie daje mi spokoju... bo film zgrabny i sympatyczny, tylko że, wbrew pozorom, jest to (uwaga, spoiler) opowieść o facecie, nie o kobiecie Obrazek zabawne, jak to jest, że wysokobudżetówki są w zdecydowanej większości o facetach w centrum uwagi? Obrazek

bo facetów opowieści o kobietach nudzą? a kobiety wolą i tak opowieści o facetach? Obrazek

Avatar użytkownika
 
Posty: 1379
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:14
Lokalizacja: Bydgoszcz

Post przez Patitih » 23 czerwca 2009, o 10:35

Nie, nie, nie.

Kobiety już dawno wywalczyły sobie miejsce w świecie mężczyzn, teraz kolej na mężczyzn, aby wywalczyli swoje miejsce w świecie kobiet.

Avatar użytkownika
 
Posty: 28668
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:14
Lokalizacja: i keep moving to be stable
Ulubiona autorka/autor: Shelly Laurenston, Anne Stuart

Post przez Fringilla » 24 czerwca 2009, o 02:18

to ich tam nie ma? Obrazek

Avatar użytkownika
 
Posty: 1379
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:14
Lokalizacja: Bydgoszcz

Post przez Patitih » 25 czerwca 2009, o 13:21

Nie w tym miejscu i na tej pozycji na których by chcieli

Avatar użytkownika
 
Posty: 880
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:14
Lokalizacja: Warszawa

Post przez Lena 872 » 25 czerwca 2009, o 20:23

ciekawi minie ten film o Coco Chanel, ciekawe czy warto się na niego wybrać.....

Avatar użytkownika
 
Posty: 45389
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:14
Lokalizacja: Czytam, więc jestem.
Ulubiona autorka/autor: N.R./JD.Robb/Krentz/Quick/Castle/L.Kleypas/Ch.Dodd

Post przez Lilia ❀ » 26 czerwca 2009, o 14:59

<span style="font-size: 18px; line-height: normal">Na co do kina?</span>



Monstrualnych Transformersów, obok legendarnej Coco Chanel można już od dzisiaj oglądać w polskich kinach. Na ekranach debiutują również opowieść o wynalazcy, który walczy o odszkodowanie z największymi koncernami samochodowymi oraz komedia o kręceniu porno. Zapowiada się prawdziwa filmowa mieszanka wybuchowa.



<span style="font-weight: bold">"Coco Chanel"</span>



"Coco Chanel" to oczywiście film francuski. Reżyserka Anne Fontanie zaprezentowała biografię Chanel jako historię ubogiej, osieroconej dziewczyny z prowincji, która dzięki wyjątkowo silnej osobowości stała się po latach ikoną mody i zgromadziła fortunę.



Oryginalny tytuł filmu to "Coco avant Chanel" (czyli: "Coco przed Chanel"). Fontaine nie skupiła się bowiem na tym okresie życia bohaterki, gdy odnosiła ona sukcesy jako projektantka. Zaprezentowała to, co działo się wcześniej - zanim Chanel rozpoczęła karierę w świecie mody. Przedstawiła dzieciństwo Chanel oraz jej młodość. Przywołała wydarzenia z jej biografii, które mogły wywrzeć wpływ na jej późniejszy sposób bycia oraz styl projektowania.



Legendarną projektantkę zagrała 32-letnia Francuzka Audrey Tautou, znana polskim widzom z roli w "Amelii" Jean-Pierre 'a Jeuneta (2001).



Muzykę do filmu skomponował Alexandre Desplat, dwukrotnie nominowany do Oscara - za muzykę do "Królowej" (reż. Stephen Frears) i "Ciekawego przypadku Benjamina Buttona" (reż. David Fischer).



Coco Chanel (właściwie: Gabrielle Chanel; 1883-1971) zrewolucjonizowała damską modę, lansując ubrania o prostych fasonach oraz pozbawione ozdób krótkie suknie. Stała się ikoną francuskiej haute couture. Symbolami Chanel są sukienka "mała czarna" oraz słynne perfumy Chanel No.5, po raz pierwszy zaprezentowane w 1921 roku, których wielbicielką była m.in. Marilyn Monroe.



<span style="font-weight: bold">"Transformers: Zemsta upadłych"</span>



Dla fanów kultowego już obrazu "Transformers" mamy dobrą wiadomość. W najbliższy piątek na ekrany kin wchodzi druga część filmu - "Transformers: Zemsta upadłych". Po raz kolejny zapowiada się duża dawka emocji.



Dwa lata po tym, jak Sam Witwicky ocalił ziemię, znów przyjdzie mu się zmierzyć z Autobotami i Deceptikonami. Ci ostatni z Megatronem na czele będą szukać zemsty. Stawką w grze nie jest już tylko Ziemia, ale cały wszechświat! Młody chłopak nie jest świadomy, że to on odegra kluczową rolę w walce dobra i zła.



Michael Bay zapowiadał, że jego nowy obraz będzie bardziej widowiskowy od pierwszej części. Rzeczywiście "Transformers: Zemsta upadłych" nafaszerowany jest efektami specjalnymi. Wartka akcja i sceny walki zostaną także docenione przez fanów pierwszej części filmu.



Dla tych, którzy zastanawiają się czy warto wybrać się na ten film do kina podajemy informację - występuje tam Megan Fox, uznana ostatnio za najpiękniejszą kobietę świata.



<span style="font-weight: bold">"Przebłysk geniuszu"</span>



Dramat "Przebłysk geniuszu" - w reżyserii Marca Abrahama - oparto na prawdziwych zdarzeniach, które miały miejsce w latach sześćdziesiątych XX wieku w Detroit w Stanach Zjednoczonych.



Bohaterem tej historii jest Robert Kearns (w jego roli Greg Kinnear), wykładowca uniwersytecki i wynalazca, który przez wiele lat prowadził batalię sądową z wielkimi koncernami samochodowymi. Walczył o odszkodowanie ponieważ koncerny nie pytając o zgodę wykorzystały jeden z jego wynalazków.



W obsadzie filmu, oprócz Kinneara, są m.in. Dermot Mulroney i Alan Alda.



<span style="font-weight: bold">"Zack i Miri kręcą porno"</span>



Ostatnią premierą jest film o prowokującym tytule "Zack i Miri kręcą porno". Obraz został wyreżyserowany przez Kevina Smitha ("Clerks-Sprzedawcy", "Dogma", "W pogoni za Amy").



Jest to opowieść o dwójce współlokatorów (w tej roli Seth Rogen i Elizabeth Banks), którzy chcąc wydostać się z tarapatów finansowych, postanawiają szybko zarobić kręcąc film porno. Miri i Zack przyrzekają sobie, że wspólny seks niczego nie zmieni w ich przyjaźni, jednak nie będzie to takie proste jak im się wydaje.



Kevin Smith znany jest z ciętego języka w swoich filmach. W jego najnowszym projekcie grają także dwie gwiazdy porno, nic dziwnego więc, że reżyser miał trudności z promocją filmu w Stanach Zjednoczonych.



Rogen, dla którego Smith specjalnie napisał rolę Zacka przyznaje otwarcie: "To świński film".

Avatar użytkownika
 
Posty: 1459
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:14
Lokalizacja: Łódź

Post przez Annette » 1 lipca 2009, o 01:07

Była któraś z was na "Coco Chanel"?

Ja chyba jutro się wybiorę z koleżankami Obrazek

Avatar użytkownika
 
Posty: 45389
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:14
Lokalizacja: Czytam, więc jestem.
Ulubiona autorka/autor: N.R./JD.Robb/Krentz/Quick/Castle/L.Kleypas/Ch.Dodd

Post przez Lilia ❀ » 3 lipca 2009, o 14:11

<span style="font-size: 18px; line-height: normal">Weekend w kinie</span>



Chiński epos akcji "Trzy królestwa" w reżyserii Johna Woo oraz meksykański dramat "La Libertad" trafią w piątek do polskich kin. Natomiast już od środy oglądać można "Epokę lodowcową 3: Erę dinozaurów" - kolejny film o przygodach leniwca Sida, mamuta Manny 'a, "Hero" Zhanga Yimou oraz "Ostrożnie, pożądanie!" Anga Lee.



Od "Trzech królestw" kompletnie odbiega nastrojem <span style="font-weight: bold">"La Libertad"</span> Lisandro Alonso. Ten bardzo dziwny film wzbudzał kontrowersje, gdziekolwiek był pokazywany, głównie poprzez swoją niekonwencjonalną i radykalną formę. Tak naprawdę nic się w nim nie dzieje. Bohater ścina drzewa, jedzie do odbiorcy, dzwoni do domu, poluje i przygotowuje sobie kolację. Śledzimy życie Misaela minuta po minucie, niemal jak w filmie dokumentalnym. Cykliczna, powtarzająca się praca, wykonywana przez niego, zmusza widza do zastanowienia się nad wolnością jednostki. Film wchodzi do polskich kin ponad 8 lat po swojej premierze.

Avatar użytkownika
 
Posty: 45389
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:14
Lokalizacja: Czytam, więc jestem.
Ulubiona autorka/autor: N.R./JD.Robb/Krentz/Quick/Castle/L.Kleypas/Ch.Dodd

Post przez Lilia ❀ » 4 lipca 2009, o 23:21

<span style="font-size: 18px; line-height: normal">Kino akcji, kino nudy</span>



W tym tygodniu na ekrany polskich kin trafiły tylko trzy filmy. Problem w tym, że krytycy nie zdążyli obejrzeć "Epoki lodowcowej 3". Pozostaje nam więc wybierać między spektakularnym widowiskiem Johna Woo "Trzy królestwa"a kinem nudy argentyńskiego reżysera Lisandro Alonso ("La libertad").



Najnowsza propozycja Johna Woo podzieliła krytyków. O ile jedni pozostają pod wrażeniem dynamicznego gigantyzmu <span style="font-weight: bold">"Trzech królestw"</span>, to reszta utyskuje na narracyjne luki.



"Woo opowiada tę historię w swoim bombastyczno-baletowym stylu. Gigantyczne jak na azjatyckie warunki pieniądze widać niemal w każdym ujęciu" - notuje w "Dzienniku" Wojtek Kałużyński. - "Wszystko (...) imponuje spektakularnością, wbija w fotel potęgą, ogromem, realizacyjną perfekcją" - dodaje krytyk.



Bardziej zdystansowany pozostaje Paweł Mossakowski z "Gazety Wyborczej". "Film jako całość nie jest szczególnie wciągający, a przez pierwsze pół godziny trudno jest się w ogóle zorientować, kto, z kim i w jakiej sprawie. Dostajemy film w wersji okrojonej, przystosowanej do "zachodniej" (nie)cierpliwości, choć i tak trwającej dwie i pół godziny (Chińczycy mogą oglądać w dwóch częściach, dających w sumie cztery i pół). Efektem tego są dziury w narracji i przeskoki w czasie, a także szkicowy rysunek bohaterów. W wersji pełnej wygląda to zapewne lepiej, ale co mi z tego?" - narzeka Mossakowski.



Oddajmy jeszcze raz głos Kałużyńskiemu, który równoważy swój pierwotny zachwyt kilkoma rzeczowymi uwagami:



"Owszem, niektóre z jego zabiegów być może przekraczają granice kiczu. Owszem, za wiele tu manierycznych, przeciągniętych ujęć falujących szat i rozwianych na wietrze sztandarów. Owszem, Woo przesadza z patosem i wygłaszaniem oczywistych przesłań przez czarno-białych bohaterów. (...) Zarazem jednak potrafi Woo wyczarować nie tylko fenomenalne sekwencje bitewne, ale także tak intrygujące sceny jak muzyczny pojedynek na qiu, przypominający wyczyny gitarowych tytanów rocka".



Argentyńskie <span style="font-weight: bold">"La libertad"</span>, które na naszych ekranach pojawia się 8 lat po premierze, to biegunowo przeciwne kino.



"Film przypomina dokument, choć od początku widać tu rękę twórcy kreatora, jest ostentacyjnie pozbawiony fabuły, a nawet wszelkich znaków, które pozwalałyby zakotwiczyć bohatera w miejscu i czasie. Co więc zostaje? Najbardziej banalna odpowiedź: nuda. Tyle że nuda jest oczywiście zamierzona" - pisze na łamach "Gazety Wyborczej" Paweł T.Felis. Krytyk przyznaje jednak, że "posunięty do granic filmowy minimalizm wydaje mi się jednak ślepą uliczką".



Więcej zrozumienia dla filozofii kina Alonso znajduje Łukasz Maciejewski w "Dzienniku". "Ktoś powie - kino dla koneserów, ktoś inny doda - kino dla masochistów. I oboje będą mieli rację. W filmowym świecie Alonso nawet przelot muchy jest wielkim wydarzeniem. Filmowej akcji nie stymulują kinogenicze prawidła, tylko rzeczywiste: niekiedy długie i monotonne czynności, jak gdyby żywcem przeniesione z realu. To wzbudza frustrację i wściekłość, ale czasami również zachwyt, bo wychodząc z ', tajemniczego, niespełnionego dokumentu oraz niedokończonej fabuły, czujemy się złapani w innym, obcym świecie" - pisze Maciejewski.

Avatar użytkownika
 
Posty: 28668
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:14
Lokalizacja: i keep moving to be stable
Ulubiona autorka/autor: Shelly Laurenston, Anne Stuart

Post przez Fringilla » 4 lipca 2009, o 23:52

a ja byłam na Zack i Miri kręcą porno. urocze. ale nie dla wszystkich, przyznaję. i nie tak dobre jak Sprzedawcy. w tym S II. usmiałam się szczerze parę razy. oczywiscie z dowcipów o podłożu rasistowskim, a jakże. nr - sceny z szefem kafaterii )<span style="font-style: italic">I hate you ebony and ivory motherfuckers!</span>. miodzio. i scena w piwniczce na końcu. z Deaconem.

a, i jeszcze z dowcipów z podtekstem homoseksualnym. z uroczo uroczym Justinem Longiem, którego lubię oczywiście od czasów Szkalnej Pułapki 4. Obrazek

i oczywiście Jason Mewes.



a w ogóle to taki harlequin dla chłopców. nie to, że dziewczynki bawią się przy tym gorzej Obrazek

Avatar użytkownika
 
Posty: 45389
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:14
Lokalizacja: Czytam, więc jestem.
Ulubiona autorka/autor: N.R./JD.Robb/Krentz/Quick/Castle/L.Kleypas/Ch.Dodd

Post przez Lilia ❀ » 10 lipca 2009, o 14:30

<span style="font-size: 18px; line-height: normal">Na co iść do kina?</span>



W ten weekend w kinie będzie wszystko. Komedia romantyczna i już sławna komedia dla widzów, których trudno zniesmaczyć, thrillery dla miłośników klasyki kina i tych preferujących najbardziej nowatorskie filmy o psychopatach "z pomysłem". A ponadto nastrojowy dramat psychologiczny.



<span style="font-weight: bold">Bruno</span>



Przypuszczalnie na ten film wybierze się najwięcej osób. Właściwie nie potrzebuje żadnej reklamy poza słowami: "film twórcy Borata...". Ale ponoć "Brüno" swojego poprzednika bije na głowę - zacznijmy od tego, że jego ambicją jest zostać największą austriacką gwiazdą po Hitlerze. W Austrii już pojawiły się protesty i przysięgi bojkotu filmu, który Austriacy uważają za obrażający ich naród. Tym razem kultowy Sacha Baron Cohen nie jest niepiśmiennym chłopem - wręcz przeciwnie, należy do high-life 'a Leigh. Oby widzowie po projekcji nie mówili, że są " lepsze rzeczy do roboty" niż oglądanie tego filmu.



"Lepsze rzeczy..." w Polsce był już wcześniej pokazywany na festiwalu Off Plus Camera w 2008. roku.



<span style="font-weight: bold">Gabinet doktora Caligari</span>



Nie jest to właściwie żadna premiera - film powstał tuż po I wojnie światowej i zmienił kino na dobre. Autorzy kina grozy do dziś często czerpią z niego inspiracje. Teraz jest znów przypominany, dla tych co pasjonują się horrorami i dla tych, co pasjonują się kinem w ogóle. I dla tych, co pasjonują się historią, bo "Gabinet..."jest ważny z każdego punktu widzenia. Przełomowe ekspresjonistyczne dekoracje i makijaż, nastrój osaczenia i onirycznego koszmaru oraz ciekawa, skomplikowana budowa narracji to jedne z jego najważniejszych cech. Warto go obejrzeć chociażby, żeby wiedzieć, że wcale nie "Ring" wywoływał największą grozę w historii.



To historia szalonego, opętanego psychiatry, który przebiera się za wędrownego kuglarza i zmusza swojego pacjenta - somnambulika Cesara do popełniania morderstw. Młodzieniec Francis postanawia złapać niebezpiecznego doktora za wszelką cenę.



<span style="font-weight: bold">Horsemen - jeźdźcy apokalipsy</span>



Jeśli jednak ktoś uzna, że niemy "Dr Caligari" jest dla niego nie do zaakceptowania, a chce się przestraszyć, jest "Horsemen" z Dennisem Quaidem. To film o twardym, samotnym gliniarzu poświęconym swojej pracy wykrywania morderców. Trafia na wyjątkowo dziwną i przerażającą sprawę - w mieście grasuje seryjny zabójca, którego "styl" przywodzi na myśl apokaliptyczną przepowiednię o Czterech Jeźdźcach siejących spustoszenie na całym świecie. Jest jeździec na białym koniu, który jest wprawnym manipulatorem i liderem, trawionym żądzą podbijania; jeździec na czerwonym koniu, bystry wojownik, pragnący skłócać innych ze sobą pod płaszczykiem niewinności, kryjący furię; jeździec na czarnym koniu, wyrachowany i okrutny tyran, niezrównoważony, lecz zawsze wyprzedzający wszystkich o krok; oraz jeździec na trupio bladym koniu, kat o obezwładniającej sile, którego jedynym celem jest zabijanie z chirurgiczną precyzją.



Sprawa staje się jeszcze groźniejsza, gdyż Aidan Breslin (Dennis Quaid) uświadamia sobie, że zbrodnie mogą mieć coś wspólnego z nim samym. Brrr...

Poprzednia stronaNastępna strona

Powrót do Oglądamy!

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 2 gości