stwierdzam, ze prostota jednak - za wiele tego typu romansów (i nie tylko) za mną, abym jednak podpisała sie pod uproszczeniem (ani prostactwem...).
Hoard jednak wystarczająco jak dla mnie zasygnalizowała w paru miejscach, że wiele rzeczy jest niedopowiedzianych i ok.
a) główni bohaterowie oceniają jakosc związku w oparciu o jakosć seksu - ok, moge się usmiechnąć i stwierdzić "nie moja bajka", ale w porzo - niektórzy tak mają.
b) główną bohaterkę nie do końca smierć przyjaciółki obeszła tak, jak powinna, abym ja uwierzyła, że faktycznie głęboka to przyjaźń była, ale ok - wiele innych elementów w fabule na to wskazywało w sumie, więc niekonsekwencji nie widzę
c) Corin... Corin, kobieta w krzywym zwierciadle o wyolbrzymionych cechach każdej z nich - przy niej każda z przyjaciółek - zmęczonych, złośliwawych kobiet zmuszonych do pracy nie do końca fajnej, maksymalnie niekryształwych - jest ok, fajna i normalna, się po prostu mieści w normie
d) Sam - ja mam wrażenie, że tu nie chodzi o to, jaki Sam jest, ale jaki nie jest
nie ględzi, nie narzeka, nie ucieka, nie miga się, nie znika itd
jest raczej zaprzeczeniem "złego" stereotypu - ideał po Księciu na Białym Koniu, gdy nie marzy się już jaki facet idealny ma być, tylko jaki ma nie być, bo dotychczasowi to same wady