tak mi przyszło do głowy, po przeczytaniu ponownym jednego z wpisów MrsGiggles
<span style="font-style: italic">The reviewing erotic romance dilemma</span>
http://mrsgiggles.braveblog.com/entry/36296
czyli przemyślenia w temacie recenzowania romansów erotycznych - jak wiele ujawnia autor recenzji w recenzji i jak to odbiera czytający recenzję (czyli czy jeśli Mrs Giggles napisze, że gejowski romans erotyczny się jej podoba (i że w ogóle go recenzuje, ergo czyta), to czy a) "coś ona nie tego jest" i b) "no to ja (czytelnik) chyba nie pownienem jej recenzji czytać, bo <nie> nie jestem przecież... a gejowskich (nie wpsominając o lesbijskich) romansów oczywiście nie czytam".
co mi się nasunęło przy tej okazji:
1. że oczywiście w Polsce (znaczy: polskojęzycznie) ta dyskusja jeszcze przed nami oczywiście, jesli w ogóle
2. i czy faktycznie powinnysmy się w jakimkolwiek stopniu przejmować, my, czytelniczki, dzieląc się spostrzeżeniami i opiniami (się podobało...) dot. seksualnych aspektów romansów? a jesli tak, to czym bysmy miały się przejmować?
że jestesmy "nieskromne"? że ujawniamy swoje fascynacje?
bo czy jeśli napiszę "nie lubię romansów z bdsm w tle" to oznacza, iz bdsm w praktyce też nie lubię? czy chcę udzielać takich informacji? a może nie ma to totalnie związku na dłuższą metę, bo literatura to literatura, a zycie prywatne to inna opowieść? bo np mozna przykładowo w zyciu prywatnym promiskuizm praktykować, ale w romansie preferować monogamię totalną?
ok, może nie ma u nas na taką skalę problemu "lubię <homo>, ale nie jestem lesbijką" lub "lubię romanse z menage a trois, ale sama nie praktykuję i nie zamierzam" oraz "ja nie wiedziałąm, że koleżanka x jest homosiem"
ale już "ale z tego bohatera gwałcąca śfinia - i kręci mnie to niemożebnie" sie pojawia - myślę o wypowiedzach w stylu "może jestem nienormalna, ale poniewieranie główną bohaterką w wykonaniu bohatera szalenie mnie kręci - wybaczcie, wybaczcie, wybaczcie, przeciez chyba nie powinno..." oraz "ty chyba chora jesteś, jak ci się ten gwałcący bohater-maniak może podobać"... czyli "mea culpa" z wyzwiskami wymieszane...
mam wrażenie, że nie do końca na naszym forum
ale w dyskusjach o romansach w polskiej sieci się zdarza...
i powoduje też dodatkowy czynnik deprecjonujący romans jako zasługujący na uwagę gatunek? bo w sumie: jak o tym rozmawiać? co mówić? jak recenzować? do czego się "przyznawać"?
hm, co sądzicie? a może to problem mocno wydumany i niewart rozważań?