Napisałam długaśnego posta w temacie ostatniej serii i się wciął! Więc wiecie, to co teraz napiszę to będzie tylko marnym cieniem tamtych wywodów
Noooo to tak.
Dla mnie problem bierze się dwóch źródeł.
Po pierwsze, wszystkie trzy książki mają taką samą budowę. O, wiadomo, szczegółami się różnią, ale wszystkie opierają się na schemacie, który wygląda następująco:
First comes marriage, then comes seduction, at last comes love.
Tak właśnie jest
No same spójrzcie, za każdym razem mamy małżeństwo z rozsądku bądź przymusu, następnie szczere postanowienie zakochania się (to jest dla mnie ' w tym przypadku) i na końcu misja zostaje zakończona sukcesem. Trzy książki pod rząd tak napisane to jedna ciut za dużo moim zdaniem.
Może zresztą nie byłoby tak źle, gdyby nie to, że (i tu po drugie) Balogh coś ostatnio specjalizuje się w romansie racjonalistycznym, ekhem. Wszystko jest tam tak dogłębnie przemyślane, tak zracjonalizowane, że na uczucia niewiele tam zostaje miejsca. Jeśli w kolejnej książce przeczytam coś podobnego do:
- Sprawię, że się we mnie zakochasz obiecuję (dla dobra małżeństwa)
- Załóżmy się, że się we mnie zakochasz (dla dobra małżeństwa)
- Musimy popracować nad tym, żeby się w sobie zakochać (dla dobra małżeństwa)
to coś mnie trafi, przysięgam
Owszem, Balogh ceni się właśnie za ukazanie tej drogi wewnętrznej bohaterów, ale tutaj nie tylko doprowadziła to do ekstremum (zaniedbując przy okazji jakąkolwiek fabułę), a w dodatku ta droga jest tak racjonalnie zaplanowana, że efekt jest blady.
Przecież pisała już książki o taki schemacie, choćby Indiscreet (i zaraz potem Unforgiven), ale to jak niebo a ziemia. Tam była równowaga pomiędzy uczuciami przed małżeństwem z przymusu, a staraniami po ślubie. Tutaj tego nie widzę.
Oni się wszyscy zbyt dobrze (czytaj: zbyt szczerze
) dogadują, gdzie jest u licha jakiś problem? Czasem zaczyna się nieźle, ale druga połowa książki rozpływa się gdzieś w emocjonalnym niebycie...
I znów - może bym się nie czepiała, gdyby nie to, że te książki są TAKIE SAME.
To tyle na razie, może jeszcze coś mi przyjdzie do głowy