Zgadzam się absolutnie z tym, że Adam jest wielbicielem poświęcania się oraz że przejął się losem poturbowanego jeża, pomimo że '
Ale mimo to uważam, że jeśli chodzi o zajęcie się Fleur, to mógł to zrobić w mniej dramatyczny sposób
Mógł ją chociażby zatrudnić w jednej z pozostałych swoich posiadłości, niekoniecznie tam gdzie sam mieszkał z rodziną.
I rzecz w tym, że on naprawdę nic o niej nie wiedział, oprócz tego że choć miała jako takie pochodzenie (ze sposobu mówienia itd), to musiała zostać prostytutką. A mimo to zatrudnił ją jako osobę, która miała spędzać większość dnia z jego ukochaną córką. I to mi niestety zgrzyta, bo ciężko mi uwierzyć w to, że podjąłby ryzyko akurat tego rodzaju. Zresztą, pomijając już nawet kwestię moralności (to zależy na ile miał to wszystko przemyślane w tamtym momencie) to on nie wiedział, czy ona się w ogóle do takiej pracy nadaje. Gdyby to była jakakolwiek inna praca, ale guwernantka?
Balogh ratuje fakt, że ona sama zdaje sobie sprawę z tego, że to dziwna i tą kwestię podnosi zaraz na samym początku przy pomocy Houghtona
Jestem w stanie wiele znieść w romansie, jeśli autorka subtelnie da mi do zrozumienia, że ona wie doskonale, że pisze coś mało prawdopodobnego, ale akurat jest to jej koniecznie do fabuły potrzebne
Gorzej, jak sama autorka nie widzi tego braku prawdopodobieństwa
A że żona zniesie - niby tak, choć awantury urządzała, ale generalnie myślę, że on tego nie przemyślał za bardzo, bo nawet tej głupiej żonie pewnie nie chciał robić świadomie przykrości (jakby chciał, to już sto razy by sobie najął kochankę...)
Ale najbardziej chodzi mi jednak o tą córkę, nie żonę.