W zasadzie to nie wiem, czy w dobrym miejscu o tym piszę, ale...
na ulubionym blogu trafiłam na recenzję Sagi o Ludziach Lodu Margit Sandemo:
http://ninedin.blox.pl/html , która mnie rozczuliła, przywodząc wspomnienia
Autorka u nas popularna, a przecież okropnie kiczowata, stereotypowa i wcale nie rewelacyjna pod względem rzemiosła, a mimo to...
z sagą zetknęłam się pierwszy raz w podstawówce, kiedy na półce u babci znalazłam tom 3 - o Sol (nota bene mojej ulubionej tragicznej bohaterce) - pamiętam, że nie mogłam się oderwać, czytałam do rana. Saga wciągnęłam mnie do tego stopnia, że kupowałam wszystkie tomy od razu w pierwszym dniu, kiedy się ukazały. Potrafiłam oblecieć wszystkie księgarnie w okolicy, aby zdobyć kolejny tom.
I choć z kolejnymi tomami moja fascynacja malała, to zauroczenie sprawiło, że sięgnęłam i po Sagę o czarnoksiężniku, choć na następnej już poległam. Saga o czarnoksiężniku trafiła do antykwariatu, pojedyncze powieści Sandemo również, ale Ludzie Lodu stoją na półce i choć już dawno do nich nie zaglądałam, to raczej nie zamierzam się z nimi rozstać.