Jeśli chodzi o Balogh nie to chodzi o to, że mnie zaskakuje. Po prostu mi nie podchodzi. Trochę mi przywodzi na myśl behawiorystyczną literaturę.
Nie miałabym z kolei nic przeciwko temu, żeby Devil In Winter był napisany jednak trochę inaczej (choć i tak mi się podobał), żeby St Vincent okazał się większym draniem, bo nawet jeśli miłość go zmieniła to przecież nie od początku kochał Evie, więc mógł być trochę inny na początku - a był jedynie znudzony.
A jak to się ma do Quinn - nie zastanawiałam się raczej. Lubię bardzo Quinn (patrz podpis
), ale jest też dużo innych autorek, które mi się podobają, mniej czy bardziej humorystyczne. Czego w romansie nie mogę znieść to Wielkie Tragedie i Ogromne Problemy, które determinują całe życie bohaterów. Wiem z własnego doświadczenia, że może człowieka spotkać coś naprawdę strasznego, nawet kilka rzeczy, ale dalej można potem żyć. I chociaż żyje się dalej z tym, to nie trzeba żyć tym. Mam nadzieję, że zrozumiale to napisałam