Ale nie sądzisz, że i w zagranicznych romansach większość facetów jest kompletnie odrealnionych i że gdyby się przenieść w czasie, to takich trzeba by ze świeczką szukać? Właśnie o to mi chodziło, gdy pisałam o uwpółcześnianiu mentalności bohaterów. Ani mężczyźni, ani kobiety z romansów nie są prawdziwym obrazem ludzi z tamtych czasów.
Nadal będę trzymać się swojego zdania, że przedstawianie historii Polski jako prawie niekończącej się wojny to przejaw martyrologii:) Spokojnie dałoby się wcisnąć tam romans i to niejeden, wystarczy tylko (a może aż) znajomość historii, pomysłowość i wyczucie tematu.
Jasne, pisanie o Anglii jest łatwiejsze, nie przeczę. Ale że pisanie o Polsce jest trudniejsze, to jeszcze nie oznacza, że jest to niemożliwe, albo że wyniki takiej próby byłyby gorsze. Na pewno trzeba byłby coś zmienić - może bardziej skupić się na mieszczanach niż na szlachcie? Wiesz, ja mieszkam w mieście z wielowiekową tradycją, obrosłym w rozmaite legendy i historie (w tym romansowe!) i gdy tak sobie idę uliczką między starymi kamieniczkami to nie wierzę, że nie dałoby się w takiej scenerii osadzić dobrej opowieści.
A poza tym to pisanie o Anglii, zwłaszcza o regencji, jest łatwiejsze z jeszcze jednego powodu - bo szlaki są już przetarte. Po prostu. Nie trzeba się nawet skupiać za bardzo na tłumaczeniu co, gdzie i kiedy, bo wszystkie czytelniczki już wiedzą, kto to Prinny, co to Vauxhall i że nie można tańczyć z tym samym mężczyzną na jednym balu więcej niż dwa razy:D Autorka pisząca taką książkę wpisuje się pięknie w już istniejącą kategorię i nie musi toczyć walki o czytelniczki, dla których taka epoka i styl byłyby kompletną nowością i dziwactwem.
Być może jestem idealistką, ale uważam, że i u nas dałoby się pisać fajne romanse historyczne, tylko kto się tego podejmie?