gosiurka napisał(a):Autorka dobrze zna fach żołnierski, bo mąż służył
Wiem, doczytałam to, bo raz, że w biografce na książkach ma często wspomniane, że kocha wojskowych, a dwa, że dedykacje dla męża - że jedzie na ostatnią misję albo że tyle lat służby i mogą uważać się za szczęściarzy - fakt, facetowi udało się wrócić ze wszystkich żywym i chyba już jest na jakiejś wojskowej emeryturze czy coś? No nieistotne, nie będę tu omawiała prywatnego życia autorki i jej domowników.
W każdym razie czuć trochę to obeznanie z tematem wojskowym, bo tam jest dużo wiarygodności w tym jak wyglądają misje (podejrzewam, że nie są tak na 100% rozpisane, bo jednak pisze powieść, nie literaturę faktu i nie wiem, ile mogłaby w sumie opisać), jak żołnierze radzą sobie z takim życiem, jakie traumy może ono wywołać. Bardzo to było dla mnie budujące, że poświęciła temu czas i zrobiła porządne przedstawienie realiów, by uwiarygodnić swoją historię.
Ale my tu gadu-gadu, a ja mam kolejną książkę za sobą.

I znów mamy wojskowego - jak ja się jaram tym! W ogóle nie rozumiem, dlaczego te lata temu, jak tu pierwszy raz skomentowałam autorkę, to podnieciłam się, że pisze o żołnierzach i... nie sięgnęłam wtedy po jej książki. Co ze mną nie tak?!
No w każdym razie teraz nadrabiam. Tutaj mamy trochę inną sytuację, bo Beckett odchodzi ze służby. To jego całkowite odejście trochę potrwa (prawie całą książkę), ale wszystko to ma ręce i nogi. Moim zdaniem "Ostatni list" jest znacznie cięższą do przeżycia historią niż "Gdyby jednak". Chodzi mi o ładunek emocjonalny, który ta książka zrzuciła mi na łeb. Bo mamy z jednej strony Becketta, który ma wesprzeć siostrę przyjaciela (aczkolwiek nie ma jakichś wskazówek na czym owa pomoc miałaby polegać, więc można pobłądzić), on ma swoje przeżycia, swoje traumy w głowie, poczucie winy. Z drugiej jest Ella - nie ma kobieta szczęścia w życiu, bo bardzo wcześnie wyszła za mąż, mąż się zwinął jak tylko się okazało, że jest w ciąży i nigdy więcej nie pojawił w jej życiu (ale jego rodzice są równie "uroczy", więc co się dziwić), potem (i to nie jest mega spoiler) okazuje się, że córeczka jest bardzo ciężko chora, ona ma pod opieką ośrodek wypoczynkowy, kredyt hipoteczny... no strzela w tę kobietę piorun za piorunem. To co dzieje się między tą dwójką to nie tylko romans, ale też bardzo ciekawa historia zależności. Kurczę, słabo to ujęłam, chodzi mi o to, że ich związek jest wielopłaszczyznowy. Rzecz jasna są w sobie zakochani, ale tu wchodzą też jej dzieci (swoją drogą pragnę poznać opinię jakiejś mamy, czy 6-7-letnie dzieci wyrażają się w ten sposób), to małe miasteczko, ludzie, którzy tworzą rodzinę, choć spokrewnieni nie są. Tu się naprawdę bardzo dużo dzieje.
Co mi zgrzytnęło, to że Beckett nie przeklina (co jest ok), ponieważ uważa, że nie musi, ale w którymś momencie mówi o swoim - pardon my french - fiucie. Dosłownie używa tego słowa. Wprawdzie tylko raz, ale mi to nie pasowało. Najcięższym słowem w jego repertuarze jest "cholera" i wtedy wszyscy się dziwią "ojej, przekląłeś". Jest to na swój sposób urocze.
Druga rzecz, to autorka imho bardzo mocno przesadziła na koniec. Zgotowała mi taką historię, kiedy już w miarę się zaczęło uspokajać, że byłam śmiertelnie zła na nią. No... nie... Wrzucam w spoiler jakby co i to jest MEGA SPOILER z zakończenia, czytają tylko ci, którzy znają książkę.
Moim zdaniem to było już niepotrzebne, choć oczywiście co się spłakałam to moje.
Aha, jeszcze jedno mnie zastanawia...
Plusem są bohaterowie. Podziwiam Ellę, że przy takich przeciwnościach losu nie poddaje się, nawet kiedy widzi, że światełko w tunelu to nie nadzieja, tylko nadjeżdżający ekspres. Podziwiam jej dumę. Ale uwielbiam też Becketta, który niby nigdy rodziny nie miał, uważał, że na nią nie zasługuje, a tu sam nie wiedział kiedy dzieci do niego przylegają i wtula się w tę małą rodzinkę. Tutaj wszyscy są sobie potrzebni i czuć tę miłość, także rodzicielską.
Tak więc - chcecie się spłakać? To "Ostatni list" jest idealny na taką chęć. Choć książka poszarga wam też nerwy - zostałyście ostrzeżone.
Oceniam ją tak 8/10 i się oddalam, bo mam dylemat moralny. Nate z "Gdyby jednak" został moim książkowym mężem, a teraz rozważam, czy się obrazi za propozycję trójkąta z Beckettem.
