Przypomniałam sobie ponownie, dlaczego nie czytam obecnie prawie w ogóle historycznych romansów z bohaterkami w rolach głównych.
Ponownie: ponieważ w fabule prawie na 100% pojawi się element udowadniania im, że są głupie (powodów multum, gatunków różnych). A głupie są dlatego, ponieważ bohaterowi zawsze należy na koniec zaufać i wybaczyć, chociaż... no, obiektywnie to bardzo słabe szanse są na jakąkolwiek formę HEA a nawet HFN.
No jednak nie potrafię już zawieszać swej niewiary do tego stopnia pod tym względem
Raz śfinia, zawsze śfinia
Tylko gdy autorka pogrywa z motywem, jak np. Anne śtuart, jestem w stanie skonsumować...
(czytam His Favourite Mistake Aydry Richards)