Julie Garwood "Montana"
Taylor od dziecka obawia się swojego okrutnego wuja. Na łożu śmierci kochająca babka obmyśla pan, który ma uchronić dziewczynę przed wpadnięciem w łapy tego lubieżnika. Taylor ma wyjść za mąż za człowieka wybranego przez babkę i wyjechać z nim do odległej Ameryki. Jest jej to na rękę, bo w Londynie przeżyła ostatnio upokorzenie, gdy narzeczony rzucił ją i wziął pośpieszny ślub z jej kuzynką.
Jestem rozczarowana tą powieścią z kilku powodów. Pierwszym z nich jest tempo akcji i rozwój fabuły. Książka liczy sobie 448 stron, a przez większość z nich nie dzieje się wiele. Pierwsza połowa, poza sceną na balu, gdzie Taylor uciera nosa byłemu narzeczonemu, nie ma żadnej ciekawszej czy satysfakcjonującej akcji. Bohaterowie po prostu płyną statkiem, a potem urządzają się w nowym miejscu. Wieje nudą. Fabuła nabiera rumieńców dopiero gdy wchodzi wątek przygodowy, jeśli można go takim nazwać. Większość książki to opis podróży. Najpierw przez ocean, a potem wgłąb lądu. Nie jest to szczególnie interesujące i niestety książka dużo na tym straciła. Część wątków można było wyciąć albo skrócić, bez strat dla fabuły. Druga połowa prezentuje się już lepiej, choć tu dla odmiany ma się wrażenie, że wydarzenia dzieją się za szybko i autorka goniła z akcją na siłę, żeby zdążyć dokończyć książkę w terminie. Trochę wyszło niedbale, po łebkach i niesatysfakcjonująco. Zaczęte wcześniej wątki albo zostały ucięte albo zbyte lakonicznymi wzmiankami. Krótko mówiąc, ta powieść cierpi na brak odpowiednich proporcji.
Mimo to czyta się ją zadziwiająco sprawnie i szybko. Nie czuć tej ilości stron, co oznacza, że styl autorki jest bardzo dobry i płynny ale to żadne zaskoczenie. Garwood pisze na pewnym poziomie, poniżej którego nigdy nie schodzi. Jeśli chodzi o kwestie techniczne, to poza wcześniej wspomnianym brakiem wyważenia, nie mam żadnych uwag. Opisy są zgrabne, dialogi też, nutka humoru dodaje lekkości tej historii ale generalnie klimat opowieści jest raczej poważny i ponury. Książka porusza dość trudną tematykę i to czuć.
Tu muszę przejść do kwestii, która rozczarowała mnie najbardziej. Autorka zasugerowała mocno, że będzie poruszać trudne tematy, jak choćby wojenna trauma Lucasa, czy wątek molestowania Taylor przez wuja. Owszem, pojawiają się te wątki ale zostały potraktowane bardzo po macoszemu. Nie ma w tej książce pogłębienia psychologicznego postaci, jakiegoś rozwinięcia i dopowiedzenia. To wygląda, jakby się autorce w trakcie pisania zmieniła zupełnie koncepcja odnośnie fabuły i stwierdziła, że jednak taka tematyka nie pasuje do jej profilu. Jak wcześniej wspomniałam, są pourywane albo bardzo pobieżnie potraktowane wątki, które aż proszą się o rozwinięcie, na przykład kosztem niektórych nudniejszych opisów trudów podróży. Dla mnie to spory minus, bo nie lubię pozostawać w niewiedzy, z niedomkniętą historią. Zwłaszcza, jak się mi narobi smaka na ulubione motywy, po czym je zbyje kilkoma słowami.
Bohaterowie są w porządku, choć odniosłam wrażenie, że bohaterka jest zbyt idealna. Jest to częsty problem w romansach historycznych. Taylor jest zbyt nieskazitelna, piękna, wszystko potrafi, z wszystkim sobie daje radę, zawsze wie co zrobić i wychodzi cało z każdej opresji. Lucas ma przynajmniej jakieś wady, bo czasem bywa irytujący. Za to postacie poboczne mi się podobały. Dzieciaki, babka, okrutny wuj i mieszkańcy Redemption. Wszyscy oni są interesujący i mają swoje charaktery.
Wątek romantyczny jest poprowadzony poprawnie ale też nie wzbudza wielkich emocji. Relacja głównej pary jest wiarygodna. Wydarzenia nie dzieją się za szybko, a emocje są dozowane stopniowo, dzięki czemu jest jakieś napięcie i zaciekawienie o ich dalsze losy. Brakło mi jednak czegoś. Jest miedzy nimi niezła chemia, fajna interakcja, a jednak czuć jakiś niedosyt, jakby autorka ślizgała się po powierzchni tej relacji i nie chciała wchodzić głębiej w uczucia bohaterów. Druga para tez nieszczególnie przyciąga swoją historią.
Ogólnie rzecz biorąc, ta powieść mnie rozczarowała. Niby jest humor ale nie na tyle dobry, żebym się uśmiechała, czy cały czas świetnie bawiła podczas czytania. Książka z jednej strony lekka i przyjemna oraz szybka do czytania, a jednak jej klimat jest ponury i chwilami ciężki. Wyszło jakby autorka nie mogła się zdecydować czym ta historia ma być. Z jednej strony lekkość typowa dla Garwood, a z drugiej poważna tematyka, która została trochę za płytko przedstawiona. Relacja głównej pary, która powinna ciągnąć tę historię nie spełnia swojej roli, bo wątek szukania dzieci jest dużo najciekawszy ale tu też pozostał niedosyt bo autorka niewiele zdradziła z kuchni działań Huntera i Lucasa i tak naprawdę okroiła wszystko do wspomnienia, że bohaterka siedzi na miejscu i czeka aż mężczyźni wszystko za nią zrobią.
Podsumowując: ta książka jest w porządku ale chyba narobiłam sobie za dużo nadziei, jeśli chodzi o te historię. Liczyłam, patrząc po opisie, na jakiś western i przygody, a dostałam przyzwoity romans, w którym najciekawsze wątki nie dotyczą jednak relacji miłosnej. Nie jest to zła powieść, wręcz przeciwnie – całkiem dobra ale na pewno nie wrócę do niej w przyszłości. Moja końcowa ocena to 7/10.
W dziale recenzji: viewtopic.php?p=1257241#p1257241