Teraz jest 2 lipca 2024, o 12:13

Catherine Coulter

Avatar użytkownika
 
Posty: 28473
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:14
Lokalizacja: i keep moving to be stable
Ulubiona autorka/autor: Shelly Laurenston, Anne Stuart

Post przez Fringilla » 27 marca 2021, o 02:28

Jest to motyw wciąż wysoko ceniony wśród czytelniczek tak statystycznie :lol:
Problem w tym, że mamy zły zwyczaj, kultywowany przez pedantów i snobów intelektualnych, utożsamiania szczęścia z głupotą. Według nas tylko cierpienie przenosi w sferę doznań intelektualnych, tylko zło jest interesujące
— Ursula K. Le Guin

Avatar użytkownika
 
Posty: 449
Dołączył(a): 13 czerwca 2014, o 11:46
Lokalizacja: KTW
Ulubiona autorka/autor: SEP Garwood Sandemo Lindsey Maas

Post przez Hobbitka » 27 marca 2021, o 20:50

Wiesz, ja nie mam nic przeciwko temu, że relacja może się zacząć od gwałtu, ale w mojej ocenie powinny być jakieś zmagania psychiczne nim do tego dojdzie (do relacji), bo jednak jest to traumatyczne doświadczenie na którym buduje się znajomość. Natomiast w tej książce ona na następny dzień już mu topniała w objęciach. Bleh.
It's never too late - never too late to start over, never too late to be happy. - Jane Fonda

We should all start to live before we get too old. Fear is stupid. So are regrets. - Marilyn Monroe

Avatar użytkownika
 
Posty: 28473
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:14
Lokalizacja: i keep moving to be stable
Ulubiona autorka/autor: Shelly Laurenston, Anne Stuart

Post przez Fringilla » 27 marca 2021, o 21:30

Ta książka ma 40 lat. I ładnie pokazuje, jaka była norma wówczas pod tym względem w literaturze popularnej (co nie oznacza oczywiście, że spotykała się z krytyką).
Dla mnie ona kompletnie wypada poza moje wymagania romansowe, ale pozostaje jako interesująca powieść coś mówiąca o gatunku i ówczesnej literaturze ;)
Problem w tym, że mamy zły zwyczaj, kultywowany przez pedantów i snobów intelektualnych, utożsamiania szczęścia z głupotą. Według nas tylko cierpienie przenosi w sferę doznań intelektualnych, tylko zło jest interesujące
— Ursula K. Le Guin

Avatar użytkownika
 
Posty: 20909
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:15
Lokalizacja: Rzeszów/Drammen
Ulubiona autorka/autor: Proctor, Spencer, Spindler i wiele innych

Post przez Kawka » 23 sierpnia 2021, o 09:43

Catherine Coulter "Pieśń wojownika"

Waleczna Chandra znacznie lepiej odnajduje się w męskich zajęciach niż kobiecych. Nie umie szyć i nie zna się na prowadzeniu domu ale za to biegle włada mieczem i strzela z łuku. Gdy podczas nieobecności ojca na zamek napada Graelam de Moreton i próbuje siłą zmusić dziewczynę do poślubienia go, staje się jasne, że Chandra nie może dłużej być niezamężna. Z opresji ratuje ją niedaleki sąsiad – Jerval de Vernon. Ojciec zmusza dziewczynę do poślubienia przystojnego ale zuchwałego wybawiciela.

Chandra podobała mi się, przez większość książki. Porywcza dziewczyna o złotym sercu, wojownicza, pełna energii, twarda, uparta jak muł ale sympatyczna. Jerval na jej tle wypada znacznie gorzej. Trochę zadufany w sobie, dominujący, przekonany, że zawsze ma rację i protekcjonalny w stosunku do swojej narzeczonej a później żony. Irytował tym swoim zakutym łbem i przekonaniem, że jako mężczyzna jest mądrzejszy i należy mu się bezwzględny posłuch. Wiem, że to średniowiecze ale mimo to bohater mnie drażnił swoją postawą. Na szczęście trochę zmądrzał na końcu.

Jako para wciąż się ścierają, kłócą, wręcz walczą ze sobą i to na dłuższą metę męczy. Nie ma miejsca w tej książce na rozwój ich uczucia, skoro oni ze sobą walczą i rywalizują. Brakowało mi pokazania, że czasem potrafią zgodzić się ze sobą w czymś więcej niż tylko seksie.

Sceny erotyczne nie są szczególnie porywające i prawdę mówiąc, od Coulter oczekiwałam więcej ognia i pasji. Pokazała w innych książkach, że potrafi napisać naprawdę gorące sceny łóżkowe. Ogólne wrażenie mam, że sceny były w porządku ale nie utkwiły mi w pamięci, więc chyba się niczym nie wyróżniały.

Nie podobała mi się nagła, niczym nie uzasadniona przemiana bohaterki. Od pewnego momentu nastąpił zwrot w jej zachowaniu, Chandra traci charakter i staje się potulna zupełne bez przyczyny. Podobnie Jerval. Nie dotrzymuje danego słowa i jest dla niej zadziwiająco miły, choć rozstawali się w niezgodzie i obiecał, że będzie ją trzymał na krótkiej smyczy. W następnej scenie autorka jednak opisuje, że wszystko jest między nimi w porządku, bez podania przyczyny. Zupełnie to bez sensu wyszło, brakuje mi w tym momencie opisu co, skąd i dlaczego? Zaraz potem Chandra dochodzi do wniosku, że go kocha Jervala, on niby darzy ją uczuciem od początku ale nie przeszkadza mu to w dążeniu do tego, żeby ją złamać i podporządkować sobie. Jaka to miłość? Dziwnie to wszystko jest opisane, jakby autorce w pewnym momencie zmieniła się koncepcja i nie wiedziała jak posklejać to wszystko w całość.

Sama historia jest ciekawa chwilami, a chwilami nie za bardzo. Powieść czyta się dość płynnie i nawet średniowiecze nie przeszkadza. Zarówno początek i środek książki są dobre ale pod koniec coś wyraźnie nie zagrało. Od momentu wyjazdu na krucjatę robi się wręcz nudno. Końcówka trochę ratuje sytuację ale i tak pozostawiła mnie z uczuciem, że książka jest bardzo nierówna pod względem tempa akcji.

Długość odpowiednia, mimo ponad 400 stron, dobrze się czytało, płynnie, akcja nie zamula, ani nie goni do przodu za bardzo. Do pewnego momentu naprawdę dobrze szło, dopiero ostatnie kilkadziesiąt stron zepsuło odbiór całości. Końcówka, mimo że emocjonująca, jest w moim odczuciu mało romantyczna, bo większą rolę odgrywa Graelam niż Jerval. Wiem, że autorka chciała wprowadzić postać Graelama i zaanonsować, że kolejna książka z cyklu będzie o nim ale mimo wszystko, to bohater powinien odegrać rolę błędnego rycerza damy swego serca, a nie jakiś obcy człowiek.

Całość jest bardzo nierówna. Chwilami książkę czytało się bardzo szybko, było lekko i przyjemnie, a chwilami naprawdę trudno było mi zrozumieć motywację bohaterów (zwłaszcza Jervala). Największym minusem jest chaos w emocjonalności bohaterów. Czasem robili dziwne rzeczy i nie miało to żadnego logicznego uzasadnienia. Brak mi też prawdziwego uczucia pomiędzy główną parą, bo oni się wciąż kłócili i ścierali, a nie kochali. Męczące były te ich wieczne wojny, próby sił i agresja pomiędzy nimi.

Za ewidentne niedoróbki i kiepską emocjonalną stronę bohaterów, obniżam ocenę, mimo iż powieść raczej dobrze się czytało i bez większych przestojów. Nie jest to najbardziej udana książka Coulter. Moja ocena końcowa to 6/10, bo za mało było miłości (jak na romans), a za dużo walki i tarcia, przez co mam ogólne wrażenie psychicznego zmęczenia po lekturze.
http://www.radiocentrum.pl

"...Gary (...) niedawno zerwał ze swoją dziewczyną z powodu niezgodności charakterów (charakter nie pozwolił jej zgodzić się na to, by Gary sypiał z jej najlepszą przyjaciółką)". Neil Gaiman "Nigdziebądź".

Avatar użytkownika
 
Posty: 27968
Dołączył(a): 22 lutego 2012, o 21:14
Lokalizacja: Warszawa
Ulubiona autorka/autor: Kristen Ashley/Mariana Zapata

Post przez Duzzz » 10 października 2021, o 19:18

Kawko, podrzucisz opinię do działu z recenzjami? Z góry dziękuję :*

“How do you always know where to find me?''
His voice achingly gentle, he says, "The same way a compass knows how to find true north.”
― J.T. Geissinger, Cruel Paradise

“It’s not inexplicable. I like you the way Newton liked gravity.”
“I don’t know what you mean.”
“Once he found it, everything else in the universe made sense.”
― J.T. Geissinger, Cruel Paradise

“Life is short. You don't get a do-over. Kiss who you need to kiss, love who you need to love, tell anyone who disrespects you to go f*ck themselves. Let your heart lead you where it wants to. Don't ever make a decision based on fear. In fact, if it scares you, that's the thing you should run fastest toward, because that's where real life is. In the scary parts. In the messy parts. In the parts that aren't so pretty. Dive in and take a swim in all the pain and beauty that life has to offer, so that at the end of it, you don't have any regrets.” ― J.T. Geissinger, Cruel Paradise

Avatar użytkownika
 
Posty: 20909
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:15
Lokalizacja: Rzeszów/Drammen
Ulubiona autorka/autor: Proctor, Spencer, Spindler i wiele innych

Post przez Kawka » 10 października 2021, o 19:26

Już uzupełnione, dzięki.
http://www.radiocentrum.pl

"...Gary (...) niedawno zerwał ze swoją dziewczyną z powodu niezgodności charakterów (charakter nie pozwolił jej zgodzić się na to, by Gary sypiał z jej najlepszą przyjaciółką)". Neil Gaiman "Nigdziebądź".

Avatar użytkownika
 
Posty: 20909
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:15
Lokalizacja: Rzeszów/Drammen
Ulubiona autorka/autor: Proctor, Spencer, Spindler i wiele innych

Post przez Kawka » 19 kwietnia 2022, o 10:01

Catherine Coulter "Gwiazda północy"

Chauncey po tragicznej śmierci ojca, traci cały dobytek i zmuszona jest zamieszkać u rodziny, która jej nawet nie lubi. Na szczęście, od przykrego losu ubogiej krewnej ratuje ją ogromy spadek po dawno niewidzianym wuju. Wyrusza w podróż za ocean, aby zemścić się na wspólniku ojca, który doprowadził go do bankructwa i samobójstwa.

Historia sama w sobie jest całkiem niezła. Pomysł dość oryginalny bo to bohaterka jest tu, obok głównego czarnego charakteru, strasznym dupkiem i pasuje do definicji śfini. A bohater, dla odmiany, to po prostu miły gość, choć też potrafiący pokazać pazurki. Jest to ta ciekawe i zaskakujące w konwencji romansowej.

Przez całą powieść wkurzała mnie Chauncey. Niby taka rozsądna, ułożona, a wierzyła nie mając żadnego poparcia w dowodach, na słowo temu przyszywanemu wujkowi. Fakt, znała człowieka całe życie ale lampka ostrzegawcza się jej zapaliła dopiero pod koniec, że jednak coś nie gra w jego narracji. Najbardziej w zdumienie wprawił mnie fragment o podpaleniu. Jak paskudą i podłą osobą trzeba być, żeby wymyślić coś tak okropnego i zaryzykować życiem innych osób? Dodatkowo – jej intrygi i ciągłe kłamstwa nie sprawiają, że się ją lubi. W ogóle nie rozumiem jej zamysłu, że koniecznie musiała wyjść za Dela, żeby się na nim zemścić. Mogła zrobić to na wiele innych sposobów. Logika bohaterki, a raczej jej brak, powala. Ona ma tak pokrętne argumentacje i uzasadnienia swoich poczynań, że trudno coś nawet na ten temat powiedzieć. Z tego wszystkiego wyłania się obraz wariatki, psychopatki, zatrutej żądzą zemsty i nie myślącej zbyt trzeźwo. Owszem, zmienia się w trakcie książki i jest to duży plus tej powieści, że wyraźnie widać walkę z sobą, ewolucję bohaterki ale coś od początku w niej nie gra i sprawia, że nie da się lubić Chauncey, nawet później, po przemianie. Wykreowana przez autorkę na mądrą, tak naprawdę nie pokazuje siły swego intelektu, a daje się prowadzić złoczyńcy jak dziecko we mgle.

Schizofrenicznie napiszę, że dokładnie to co jest największą wadą tej książki, jest też paradoksalnie jej zaletą. Po raz pierwszy od dawna, nie miałam do czynienia z kryształowo dobrą bohaterką, tytanem, która wszystkiemu sama podoła, bez pomocy faceta, która jest najpiękniejsza, najmądrzejsza i w ogóle idealna. Nie. Ta babka ma tyle wad, że aż dziwne, że to jakoś funkcjonuje w tej powieści. Wkurza ale sprawia też, że wyróżnia się na tle innych bohaterek. Z jednej strony nie jest słabą mimozą bez własnego zdania, a z drugiej nie jest też babochłopem z zacięciem Zosi Samosi. Jest pomiędzy i za to autorce należy się plus. Chauncey można nie lubić, nie kibicować, nawet się na nią zirytować tu i ówdzie ale nie da się przejść wobec niej obojętnie. Ma osobowość. Umie przyznać się do błędów i wyciągnąć z nich wnioski. Mimo że jej nie polubiłam, to doceniam że jest inna i niesztampowa.

To jeden z tych romansów gdzie kibicowałam i bardziej polubiłam bohatera. Tak mnie drażniła Elizabeth, że miałam przez chwilę nadzieję, że on sobie znajdzie inną kobietę, z którą ułoży sobie życie, a kopnie w tyłek tę niezrównoważoną kretynkę. Z drugiej strony – podobały mi się ich wojenki słowne i lekkie zabawne dialogi między nimi. Sam romans miedzy nimi, dynamika ich relacji jest bez zarzutu. Różne rzeczy się pomiędzy nimi dzieją ale to wszystko ma sens i uzasadnienie. Nawet jej cierpiętnicze z początku podejście do seksu autorka dobrze umotywowała.

O Delaneyu trudno coś konkretnie powiedzieć. Został całkowicie stłamszony przez osobowość Chauncey. Autorka poświęca mu też znacznie mniej czasu, fragmenty napisane z jego perspektywy nie są zbyt obszerne, a mimo to daje się polubić. To konkretny człowiek, szczery, otwarty, po prostu fajny. Do tego bardzo cierpliwy. Anielsko wręcz, patrząc na to co wyczyniała bohaterka.

Sama akcja jest w miarę ciekawa. Są momenty, gdy dużo się dzieje i wtedy książka sama się czyta ale niestety są też takie, przez które brnie się jak w błocku – długo, ślamazarnie i bez przyjemności. Mimo to, całość jest niezła. Intryga prosta jak drut, zero zaskoczenia pod koniec ale akcja w porządku. Nic fabularnie za bardzo nie zgrzyta ale też nie zapiera tchu z wrażenia. Ot, sprawnie napisana, prosta historia z lekkim wątkiem przygodowym w tle. Biorąc pod uwagę rok pierwszego wydania (1986 r.), na plus zaskakuje kreacja głównego bohatera i to że nie jest on typowym dupkiem, a bywa nim tylko wtedy, gdy się mu mocno nadepnie na odcisk i wtedy trudno się dziwić jego reakcji.

Całość jest niezła i zaskakująca z powodu nietypowej bohaterki. Nie wiem czy ten romans dobrze się wpisuje w gusta innych romansoholiczek. Ja mam ambiwalentne uczucia po lekturze. Mimo to moja końcowa ocena za całokształt to: 7/10.
http://www.radiocentrum.pl

"...Gary (...) niedawno zerwał ze swoją dziewczyną z powodu niezgodności charakterów (charakter nie pozwolił jej zgodzić się na to, by Gary sypiał z jej najlepszą przyjaciółką)". Neil Gaiman "Nigdziebądź".

Avatar użytkownika
 
Posty: 28473
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:14
Lokalizacja: i keep moving to be stable
Ulubiona autorka/autor: Shelly Laurenston, Anne Stuart

Post przez Fringilla » 19 kwietnia 2022, o 15:40

Tak, to tez jest recenzja ;)

Swoją drogą: czy Ty, Kawko, czemuś dajesz coś innego niż 7/10? Muszę poszukać :lol:
Problem w tym, że mamy zły zwyczaj, kultywowany przez pedantów i snobów intelektualnych, utożsamiania szczęścia z głupotą. Według nas tylko cierpienie przenosi w sferę doznań intelektualnych, tylko zło jest interesujące
— Ursula K. Le Guin

Avatar użytkownika
 
Posty: 20909
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:15
Lokalizacja: Rzeszów/Drammen
Ulubiona autorka/autor: Proctor, Spencer, Spindler i wiele innych

Post przez Kawka » 19 kwietnia 2022, o 16:13

Daję. Osborne ma 10 lub 9, Lindsey i Foley też od 8 po 10.
Lipińska dostała 4, Path Booth chyba też coś koło tego. Hq dostają od 4 do 7, ale nic na to nie poradzę, że zazwyczaj właśnie czytam takie całkiem niezłe książki ale nie wybijające się. :niepewny:
Kelly Oram dostała ostatnio 9/10.

W moim prywatnym systemie ocen 7 to książka dobra ale bez szału. Powyżej jest książka dobra ale lepsza niż 7 (8 też dość często daję), 9 to książka bardzo dobra, a 10 to coś, co mnie przeora albo sprawi, że się nie mogę oderwać. 6 dostają książki, które same w sobie nie są złe i nie zasługują na niższą ocenę ale z którymi miałam problem z płynnością podczas czytania. A poniżej to już w zasadzie słabe książki, które punkty dostają za jakieś poszczególne pojedyncze plusy.

Przy czym to wszystko jest bardzo subiektywne i nie wiem czy ktoś się powinien kierować moją oceną, bo wiadomo, że Lindsey, czy Osborne mają u mnie plusa już na starcie ale żeby było śmieszniej, potrafię też dać ulubionej autorce 2/10, jak w przypadku "Porwanej narzeczonej" Lindsey. To był dramat.
Ostatnio edytowano 19 kwietnia 2022, o 16:21 przez Kawka, łącznie edytowano 1 raz
http://www.radiocentrum.pl

"...Gary (...) niedawno zerwał ze swoją dziewczyną z powodu niezgodności charakterów (charakter nie pozwolił jej zgodzić się na to, by Gary sypiał z jej najlepszą przyjaciółką)". Neil Gaiman "Nigdziebądź".

Avatar użytkownika
 
Posty: 28473
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:14
Lokalizacja: i keep moving to be stable
Ulubiona autorka/autor: Shelly Laurenston, Anne Stuart

Post przez Fringilla » 19 kwietnia 2022, o 16:20

To normalne, że w większości przypadków natykamy się na grzeczną, sympatyczną przeciętność wedle własnej indywidualnej oceny :P
Siła statystyki ;)

Hm, Lipińska... idę poszukać.
Problem w tym, że mamy zły zwyczaj, kultywowany przez pedantów i snobów intelektualnych, utożsamiania szczęścia z głupotą. Według nas tylko cierpienie przenosi w sferę doznań intelektualnych, tylko zło jest interesujące
— Ursula K. Le Guin

Avatar użytkownika
 
Posty: 20909
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:15
Lokalizacja: Rzeszów/Drammen
Ulubiona autorka/autor: Proctor, Spencer, Spindler i wiele innych

Post przez Kawka » 19 kwietnia 2022, o 16:25

O tutaj jest recenzja: viewtopic.php?p=1209731#p1209731
http://www.radiocentrum.pl

"...Gary (...) niedawno zerwał ze swoją dziewczyną z powodu niezgodności charakterów (charakter nie pozwolił jej zgodzić się na to, by Gary sypiał z jej najlepszą przyjaciółką)". Neil Gaiman "Nigdziebądź".

Avatar użytkownika
 
Posty: 3059
Dołączył(a): 7 kwietnia 2016, o 13:30
Lokalizacja: Genf
Ulubiona autorka/autor: Kristin Hannah,Paulina Simons,Elżbieta Cherezińska

Post przez tully » 19 kwietnia 2022, o 16:47

swietna recenzja kawko ale sie ubawilam czytajac :) cos slyszalam o tej pozycji ale nie wiedzialam ze napisala ja polka....anyway nie dla mnie bo jak tylko slysze seks to uciekam :)
Je préfère aller doucement...
"the standout in this drama is, without a doubt, Emi Takei. Eyes are her asset, and her stare is from another world in this drama. You could feel her love towards Shuji, and that passion is so strong that you could feel it coming out from your screen." Taisetsu na Koto wa Subete Kimi ga Oshiete Kureta J-2011
ObrazekObrazekObrazekObrazekObrazekObrazek
Shancai initiates the kiss: https://tenor.com/view/dont-say-anythin ... f-12266619
Tsukushi initiates the kiss: https://c.tenor.com/YC0oyiizgj8AAAAd/ha ... anadan.gif

Avatar użytkownika
 
Posty: 20909
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:15
Lokalizacja: Rzeszów/Drammen
Ulubiona autorka/autor: Proctor, Spencer, Spindler i wiele innych

Post przez Kawka » 19 kwietnia 2022, o 16:56

Tully - dziękuję.

Recenzja w odpowiednim dziale: viewtopic.php?p=1240761#p1240761
http://www.radiocentrum.pl

"...Gary (...) niedawno zerwał ze swoją dziewczyną z powodu niezgodności charakterów (charakter nie pozwolił jej zgodzić się na to, by Gary sypiał z jej najlepszą przyjaciółką)". Neil Gaiman "Nigdziebądź".

Avatar użytkownika
 
Posty: 20909
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:15
Lokalizacja: Rzeszów/Drammen
Ulubiona autorka/autor: Proctor, Spencer, Spindler i wiele innych

Post przez Kawka » 20 kwietnia 2022, o 20:22

Catherine Coulter "Miasteczko Cove"

Sally Brainerd uciekła z zamkniętego szpitala psychiatrycznego, gdzie skierowali ją niewierny mąż i jej psychopatyczny ojciec, który zostaje wkrótce zamordowany. Dziewczyna ma liczne luki w pamięci i obawia się, że zostanie ponownie złapana i umieszczona w ośrodku, w którym znęcano się nad nią fizycznie i psychicznie. W ślad za nią podąża agent specjalny – James Quinlan, od dłuższego czasu prowadzący śledztwo w sprawie podejrzanych działań ojca dziewczyny. Gdy Sally znajduje schronienie w malowniczym miasteczku Cove, gdzie mieszka jej ciotka, nie zdaje sobie sprawy, że to malutkie, z pozoru spokojne miejsce, kryje w sobie niebezpieczną tajemnicę.

"Miasteczko Cove" to pierwsza część cyklu o FBI. Autorka znana głównie z romansów popełniła coś z pogranicza kryminału, romansu, sensacji i czarnej komedii. Szczerze mówiąc, nie tego się spodziewałam, sięgając po tę książkę. W zasadzie nie wiem czego się spodziewałam.

Nie jest to romans. Wątek romantyczny jest tu bardzo mały i w zasadzie mogłoby go wcale nie być. Poza tym jest płytki jak kałuża w suszę. Autorka skupia się na zagadkach kryminalnych, bo są aż dwie, równolegle dziejące się historie, choć spięte ładną klamrą poprzez głównych bohaterów. Jeśli chodzi o intrygę, jest niezła, choć mam wrażenie, że pod koniec autorka przesadziła. Nie będę spoilerować ale byłam zaskoczona rozwiązaniem, co chyba można powiedzieć, że jest plusem.

Kolejną zaletą jest fabuła. Akcja wciąga od pierwszej strony i trzyma w napięciu do końca. Wciąż się coś dzieje, intryga goni zagadkę, co chwilę zmienia się sceneria i kilka rzeczy zaskakuje więc jest dobrze. Od książki wprost trudno się oderwać, bo wciąż rodzą się nowe pytania: kto zabił? Dlaczego? Jak to się ma do drugiej sprawy itp. Mimo sporej ilości stron (dokładnie 407), przeczytałam ją na dwa razy, co jest dla mnie dużym osiągnięciem i znacznikiem, że powieść mnie mocno wciągnęła.

Podobali mi się bohaterowie, zwłaszcza Quinlan i jego ironiczne komentarze. Sally wydała mi się nieco zbyt idealna, taka kobieta cyborg. Ona umiała niemal wszystko, aż przez chwilę miałam wrażenie, że to z jej osobą będzie związana kolejna zagadka ale jednak nie. Okazała się dokładnie tym, kim była, co mnie trochę rozczarowało, biorąc pod uwagę jej umiejętności. Poza dwójką głównych postaci jest cała plejada gwiazd, a dokładniej mieszańców miasteczka, z despotyczną Thelmą na czele.

Podsumowując – jest to wciągający kryminał o lekko humorystycznym zabarwieniu, z luźnym wątkiem romansowym, interesującą fabułą i fajnymi bohaterami. Dobre tempo powieści, liczne zwroty akcji i ciekawe, zaskakujące rozwiązania fabularne - dla mnie było to odświeżające, mimo praktycznie braku wątku romansowego. Niestety, sama końcówka jest strasznie nieprawdopodobna, wręcz niepoważna i nie wiem czy to nie zepsuło trochę odbioru całości. Dlatego moja ocena końcowa to 7/10.

Link do działu z recenzjami: viewtopic.php?p=1240783#p1240783
http://www.radiocentrum.pl

"...Gary (...) niedawno zerwał ze swoją dziewczyną z powodu niezgodności charakterów (charakter nie pozwolił jej zgodzić się na to, by Gary sypiał z jej najlepszą przyjaciółką)". Neil Gaiman "Nigdziebądź".

Avatar użytkownika
 
Posty: 20909
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:15
Lokalizacja: Rzeszów/Drammen
Ulubiona autorka/autor: Proctor, Spencer, Spindler i wiele innych

Post przez Kawka » 29 czerwca 2024, o 17:10

Catherine Coulter "Gwiazda z nefrytu"

Piękna Juliana jest córką fanatycznego pastora. Wychowała się na Maui, gdzie każdą wolną chwilę spędza na obcowaniu z przyrodą i podziwianiu jej. Pewnego razu, pływając z przyjaciółką, zostaje dostrzeżona przez załogę zacumowanego opodal statku. Kapitan postanawia porwać dziewczynę o nietypowej urodzie i sprzedać ją na specjalnej aukcji dla bogaczy. Juliana przeżywa koszmarne chwile po pojmaniu jednak na ratunek przychodzi jej dawny przyjaciel z dzieciństwa, w którym była zakochana jako dorastająca dziewczynka.

"Gwiazda z nefrytu" to czwarta część cyklu "Gwiazda" i są niewielkie odniesienia do wcześniejszych części ale w niczym to nie przeszkadza, zwłaszcza że pierwszy tom nie został w ogóle wydany w Polsce. Te nawiązania nie są na tyle duże, żeby nie można się było zorientować w fabule.

Powieści tej autorki albo się kocha albo nienawidzi. Ja należę do tej pierwszej grupy osób, które lubią twórczość Coulter. Trochę perwersyjną, kontrowersyjną w dzisiejszych czasach ale za to bardzo emocjonującą i ciekawą. Jej książki są po prostu pełne emocji i to lubię, nawet jeśli czasem nie wszystko mi się w nich podoba. Ta powieść na tle innej twórczości autorki i tak jest dość grzeczna. Prawdę mówiąc, byłam gotowa na większe skrajności niż otrzymałam.

Początek zapowiadał się bardzo dobrze i typowo dla autorki. Porwanie niewinnej dziewicy w celu sprzedania jej jako niewolnicy seksualnej. Niestety, później zrobiło się znacznie mniej emocjonująco. Bardzo lubię egzotyczną scenerię i liczyłam na to, że większa część książki będzie miała miejsce na Hawajach. Niestety, trochę się zawiodłam. Wprawdzie są przygody i egzotyka ale jednak większość akcji rozgrywa się w San Francisco.

Bohaterka jest trochę irytująca. Zachowuje się chwilami jak rozkapryszona primadonna. Wszyscy jej dobrze radzą, a ta robi głupio po swojemu. Za to bohater to przemocowy despota. Sam nie wie czego chce, zachowuje się jak pies ogrodnika. Niby chce seksu z bohaterką, a jak przychodzi co do czego to jednak nie chce. Traktuje ją jak upośledzone dziecko. Trochę dupek z niego i buc. A kreowany jest na świętego, zresztą taką ma ksywkę. Wyjątkowo irytujący typ. Fajną postacią jest brat bohaterki ale większość pobocznych bohaterów jest trochę zbyt czarno-biała. W książce pojawia się też dużo postaci pobocznych, w których trudno się zorientować jeśli się nie czytało poprzednich części ale nie są one na tyle ważne, żeby to stanowiło duży problem.

Brak komunikacji między dwojgiem głównych bohaterów doprowadzał mnie do rozpaczy. Zamiast porozmawiać ze sobą, bohaterowie gubią się w głupich domysłach i powstaje przez to masa nieporozumień. Z drugiej strony, gdyby nie to, prawdopodobnie nie byłoby powieści, bo fabuła w dużej mierze opiera się o te wzajemne niejasności. Relacja między główną parą nie jest najmocniejszą stroną tej historii ale mimo wszystko wątek romantyczny daje radę. Jest emocjonująco, burzliwie i czasem wręcz bulwersująco ale na pewno nie nudno.

Wątek czarnego charakteru odrobinę rozczarowuje. Jego obsesja na punkcie bohaterki jest trochę niewiarygodna, jednak fabuła jest ciekawa. To jest historia w stylu typowej Coulter - jest dużo poniżania bohaterki, seksu i wyuzdania. Każdy chce zgwałcić bohaterkę i każdemu się mózg wyłącza na jej widok.

Podsumowując - początek był pasjonujący ale później tempo nieco zwolniło i zrobiło się odrobinę niemrawo ale nadal książka trzyma pewien poziom. To dobra historia ale na pewno nie dla każdego i jeśli ktoś nie lubi kontrowersji, to raczej nie jest to książka dla tej osoby. Mnie się podobało na tyle, żebym dobrze się bawiła podczas czytania ale nie na tyle, żebym kiedyś chciała wrócić do tej książki. Moja końcowa ocena za całokształt to 7/10.

W dziale recenzji: viewtopic.php?p=1256571#p1256571
http://www.radiocentrum.pl

"...Gary (...) niedawno zerwał ze swoją dziewczyną z powodu niezgodności charakterów (charakter nie pozwolił jej zgodzić się na to, by Gary sypiał z jej najlepszą przyjaciółką)". Neil Gaiman "Nigdziebądź".

Poprzednia strona

Powrót do C

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 1 gość