cały problem tak naprawdę nie tkwi w tym, że romanse w jakiś sposób gryzą się z wartką akcją, a w tym, że większość scenarzystów za cholerę nie wie w jaki sposób zgrabnie splatać historie miłosne z historiami nadciągającej potencjalnej zagłady wszechświata .
"A nie, jednak nie, wycofujemy się...".
rzeczywiście czasami padały stwierdzenia w stylu "No przecież laski w zasadzie nie czytają komiksów, więc po co w ogóle tworzyć tego typu filmy skierowane bardziej do nich, skoro i tak raczej nie będą chciały ich oglądać?".
Tak generalnie to mamy po prostu aktorów, którzy mają pomiędzy sobą całkiem fajną chemię i kilka interakcji, które można by pociągnąć na różne sposoby.
To naprawdę wygląda trochę tak jakby scenarzyście mniej więcej w połowie tworzenia scenariusza zmieniła się koncepcja, ale jednocześnie nie chciało mu się przepisywać pierwszej części historii .
Moim zdaniem filmy tragicznie złe jak najbardziej istnieją. (...) Ale niektóre są tak wkurzające w swojej beznadziejności, a czasami wręcz szkodliwości, że naprawdę nie wydaje mi się, żeby ktokolwiek kiedykolwiek spojrzał na nie łaskawszym okiem .
Tutaj największym problemem wydają się być scenariusze. I upierdliwa wytwórnia, która pogania te biedne ekipy filmowe .
Znowu mam wrażenie, że scenarzyści nie potrafili się zdecydować, czy chcą z zielonego wielkoluda zrobić krwiożerczego potwora (pościg i demolka), czy może jednak coś w rodzaju przerośniętej maskotki drużyny (generalnie cała reszta jego wystąpień) .
Ale co do tego wyciszania treści niebezpiecznie złych, to...trochę jednak mam wątpliwości. Gdyby faktycznie tak było, filmy typu 365 dni nie stawałyby się aż takimi przebojami.
No i właśnie największy problem z kinem superbohaterskim tkwi w tym, żeby odnaleźć balans pomiędzy tymi wszystkimi bombastycznymi fabułami, a bardziej przyziemnymi problemami bohaterów, z którymi nawet totalnie niedzielny widz będzie w stanie się utożsamić.
Jeśli zabraknie tego "ułomnego" czynnika ludzkiego, a zostaną same cool teksty, wielkie wybuchy i próby splatania wszystkiego ze wszystkim, to...dostaniemy mniej więcej obecną sytuację MCU
Akurat HEA Kapitana Ameryki, z tego co rozumiem, było mocno dyskusyjne.
o tym, jak reszta ekipy próbuje wykombinować sposób na przywrócenie jej życia.
Fringilla napisał(a):(Za dzieła złe moralnie uważam te wyprodukowane w nieetyczny sposób oraz wprost nawołujące do krzywdzenia innych.)
Potrzeby widzów się zmieniają w czasie, następują przesyty, kolejne pokolenia widzów się pojawiają, to, co przed chwilą uważaliśmy za arcydzieła z perspektywy czasu tracą powab (już to widać na przykładzie pierwszych filmów MCU, a zaczyna się dla LOTR).
A może to my jesteśmy zmęczeni, a widzowie z 2009 z równym entuzjazmem przyjęliby filmy z 2024? (narzekając ew. na nadmiar POC i kobiet oczywiście
Ale je miał. Natomiast tak, zgadzam się co do Wdowy, nie tylko nie otrzymała domknięcia a lao tym, jak reszta ekipy próbuje wykombinować sposób na przywrócenie jej życia.
to bardzo klasycznie uroczystego pożegnania jej jako osoby nie było na skalę Tony'ego plus nawet po śmierci jest raczej narzędziem do emocjonalnego wsparcia (rozmowy przy nagrobku) niż bohaterką samą w sobie.
(osobiście bym był zadowolona, gdyby faktycznie potraktowano relację z Bannerem jako totalna pomyłkę, Wdowa może spokojnie dofunkcjonować bez tej relacji
MCU serio nie wiedziało od samego początku, co robić z głównymi kobiecymi postaciami - praktycznie każda na koniec lądowała na katafalku: Wdowa, Gamora, Jane, nawet Peggy oryginalnie. Z nowszych to Maria Hill i królowa Wakandy (co mnie serio juz wkurzyło).
W popkulturze jest na termin: fridging - zalodówkowanie
(nie wspominając o zastępie mocniej drugoplanowych bohaterek).
(ekhm, jak z motywem matki u Disneya
PS swoja drogą a propos superbohaterów ja bym polecała wypróbować serial na platformie na N Extraordinary
Może to przez to, że aż tak mocno nie śledzę etapu produkcyjnego filmów i seriali i zwykle wiem raczej mało na temat różnorakich skandali, kontrowersji i problemów.
dopiero niedawno zaczęły się pojawiać ciche głosy
Co to znaczy POC ?
Więc to nawet bardzo możliwe, że fani komiksów i tak po prostu cieszyliby się na samą możliwość zobaczenia na ekranie ulubionych bohaterów, a nie skupiali się na super rozbudowanych analizach każdego elementu tych filmów, jak ma to miejsce teraz .
Natasha rzeczywiście nie dostała wtedy żadnego oficjalnego pożegnania. Serio, totalnie nic.
a nie nagle tworzyć origin dla postaci, która...w zasadzie może już nigdy nie wrócić do uniwersum .
A to Maria Hill też nie żyje? Szkoda, całkiem ją lubiłam. Bo Jane to coś kojarzę, że miała raka, tak?
Ale to w sumie trochę dziwne, że ludzie się jeszcze nie zorientowali (w większości)
No właśnie mam wrażenie, że jak na razie (o dziwo) żadnej wielkiej wojny z tego nie ma.
Fakt, w ostatnich latach tempo wypuszczania kolejnych produkcji superbohaterskich stało się wręcz zabójcze. Być może nie raziłoby to aż tak mocno, gdyby były one nieco luźniej ze sobą powiązane.
Ale to tylko taka tam luźna myśl.
A to Clint zapomniał w jakiś sposób o śmierci Natashy?
Podobno bardzo późno dostała ona na przykład własne figurki kolekcjonerskie, czy w ogóle jakiekolwiek powiązane z nią zabawki
A Maria Hill aktualnie jednak żyje. Pstryknięcie Bruce'a przywróciło ją do życia .
Wystarczyłoby po prostu ze zrozumieniem przeczytać tych parę słów umieszczonych nad zbiorem danych produkcji, co generalnie zajęłoby jakieś pół sekundy.
Mówisz?
No dobra, a myślisz, że w tym momencie jest jeszcze w ogóle możliwe, żeby Natasha wróciła, czy jednak już jej na ekranie nie zobaczymy?
faktycznie widzę, że mam z tym pewien problem .
Czyli wychodzi na to, że istnieje taka opcja, że ostatecznie z pierwszego składu drużyny ostanie się nam tylko Bruce.
mój gust bywa jednak dosyć specyficzny i taki mocno pod prąd w wielu przypadkach .
Do tej pory słyszałam same zachwyty nad Lokim, a sporo zarzutów względem innych seriali.
W ogóle teraz czas na moją niepopularną opinię: uważam, że seriale nie powinny być częścią głównego świata MCU.
To jest właśnie to co miałam na myśli, gdy pisałam, że to uniwersum zdecydowanie zbyt mocno stara się powiązać wszystko ze wszystkim.
Bo na przykład takie WandaVision wyjściowo chyba miało być sitcomem w stylu lat 50-tych, co nie?
i pozwólmy bohaterom przeżywać wspólnie jakieś zabawne przygody.
wychodzi na to, że pstryknięcie Bruce'a ostatecznie mogło narobić więcej szkód niż pożytku. Bo tak, ci którzy nie zniknęli zdążyli w ciągu tych pięciu lat jakoś pogodzić się ze stratą, niektórzy pewnie nawet ułożyli sobie życie na nowo, a tutaj nagle mamy wielkie powroty ludzi, dla których minęła dosłownie minuta. Oj, coś mi mówi, że za kulisami całej tej sytuacji rozegrał się niejeden ludzki dramat .
Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 3 gości