Diana Wynne Jones "Ruchomy zamek Hauru"
W krainie Ingaria mieszka młody czarodziej Hauru, który ma renomę pożeracza kobiecych serc i złodzieja ich dusz. Jest tematem wielu plotek, zwłaszcza, że jego napędzany magią ruchomy zamek czasem pojawia się na wzgórzach. Sophie Kapeluszniczka wiedzie normalne, dość nieciekawe życie aż do dnia, gdy przypadkiem jej losy splatają się z Hauru. Zła wiedźma z pustkowia rzuca na dziewczynę zaklęcie, które przemienia Sophie w staruszkę. Dziewczyna czuje, że nie ma już nic do stracenia, więc wyrusza z domu w podróż w nieznane. Przypadkiem trafia do ruchomego zamku Hauru i zawiera kontrakt z demonem, który go napędza.
Nie da się tej książki omawiać bez odniesienia do filmu, który powstał na jej podstawie, zwłaszcza gdy wcześniej obejrzało się film, bo chyba zdecydowana większość polskich czytelników zna tę historię z anime studia Ghibli. Dopiero na fali popularności anime wydano polską wersję językową powieści.
W oryginale główny bohater nosi imię Howl, jednak w polskiej wersji książki wydawca zdecydował się zostawić filmowe imię Hauru (zapewne z powodów marketingowych), co trochę się gryzie, bo wszystkie inne imiona w książce są typowo angielskie.
Są spore różnice między filmem a powieścią, nie tylko w wydarzeniach ale i sposobie podejścia do różnych wątków, a nawet klimacie opowieści. Książka jest bardziej infantylna i mam wrażenie kierowana do młodszych odbiorców. Anime jest dojrzalsze, porusza i uwypukla na przykład bardzo mocno wątek bezsensowności wojny, przemijania, traumy, radzenia sobie z tym, co nieuniknione. Anime jest wielopoziomowe i pod płaszczykiem prostej historii kryje się uniwersalny przekaz. W powieści sposób prowadzenia narracji przypomina bajkę dla małych dzieci i nie czuć tej głębi. Nie jest to jednak wada. Jest inaczej, klimat bardziej beztroski, przyjemny i lekki, powieść skupia się na przygodach poszczególnych bohaterów.
Sophie z książki jest bardzo spokojna. Zła wiedźma zamieniła ją w starą kobietę, a bohaterka przeszła nad tym do porządku i nie ma większych refleksji, ataku paniki, rozpaczy, czegokolwiek, zupełnie jakby tak poważna zmiana w jej życiu w ogóle jej nie obeszła. Zero większych emocji, co mi trochę nie pasuje i nie klei się pod względem psychologii postaci. Czarodziejowi Hauru autorka poświęca znacznie mniej czasu, choć jest on główną postacią, to narracja jest prowadzona wyłącznie z perspektywy Sophie.
Nie do końca przypadł mi do gustu styl autorki. Nie maluje słowem, nie buduje skomplikowanych zdań, raczej jej styl jest lakoniczny, wręcz konspektowy, prosty i być może dzięki temu szybko się czyta tę książkę ale brak w niej czarowania słowem. Czasem przez to trudno się zorientować co kto powiedział i co robią poszczególne postacie w danej chwili oraz wyobrazić sobie to wszystko.
Kolejna kwestia to powszechność magii w powieści. Tam prawie każdy jest w jakiś sposób związany z magią, siostry bohaterki też ją stosują. W filmie magia była bardziej elitarna, tajemnicza. W powieści magia jest w każdym aspekcie życia. Nie podobało mi się też połączenie świata baśniowego i świata realnego. W pewnym momencie akcja przenosi się do współczesnej Anglii, bo Ingaria jest światem alternatywnym do naszego.
Mam bardzo mieszane uczucia po lekturze. Z jednej strony jest to baśń, więc nie oczekiwałam czegoś innego. Autorka dostarczyła historię w konwencji baśni. A z drugiej, chyba nie do końca, bo jest mowa o śmierci i brutalności, opisanych w taki sposób, że niekoniecznie powieść nadaje się dla młodszych dzieci. Ta książka jest dziwna. Chaotyczna, trochę za dużo w niej bohaterów i ich historii, przez co rozmywa się główny wątek. Może takie było założenie ale powieść sprawia wrażenie, jakby autorka próbowała chwycić za dużo srok za ogon.
Na pewno nie będę oceniać tej książki jako romansu, bo wątek romantyczny jest bardzo znikomy, infantylny i pojawia się na samym końcu. Raczej trzeba ocenić ją w kategorii baśni. Według mnie jest to książka, którą warto przeczytać, zwłaszcza będąc fanem anime, ale trzeba do niej podejść z otwartą głową, bo różnic jest sporo. Chyba to dobrze, bo to zupełnie dwie różne opowieści. Zdecydowanie bardziej spodobało mi się anime, z powodów, które wymieniłam powyżej, choć nie mogę powiedzieć, że powieść jest zła. Może niedopracowana pod wieloma względami, bo nie wiadomo tak naprawdę do kogo kierowana. Może nie jest też najbardziej pasjonującą powieścią fantasy, jaką czytałam ale na pewno trzeba oddać autorce, że potrafi wykreować ciekawy i oryginalny świat, a książkę czyta się bardzo szybko i przyjemnie. Dlatego moja końcowa ocena to 7/10. Mimo niedoróbek, najprawdopodobniej sięgnę po kontynuację serii.