Liberty napisał(a):Mdusiu poruszyłaś tyle kwestii że aż nie wiem gdzie zacząć. Zastanawiam się czy w ogóle wychodzenie od ekranizacji komiksów to dobry pomysł. Ja zawsze o nich myślę na dwa sposoby:
1) to temat tak głęboki, skomplikowany, obarczony kulturowymi, socjologicznymi, politycznymi etc. problemami, że właściwie nie ma końca. I to tylko w obrębie samej ekranizacji. A jak dodać do tego odbiór, oczekiwania itd. odbiorców i kim są ci odbiorcy, to generalnie szkoda życia bo i tak nie dojdzie się do sedna bo życie jest zbyt krótkie;
2) postaci kobiece w amerykańskich ekranizacjach komiksów są potwornie kartonowe (wyjątek robię dla Michelle Pfiffer jako Kobiety Kota) ponieważ to produkcje amerykańskie a więc może i udają że tu jakiś feminizm, postęp czy coś ale to nadal kilka typów babek spełniających fantazje białych amerykańskich podstarzałych panów. Szkoda tracić czasu na analizę. Obejrzeć i tyle. Takie myślenie jest oczywiście błędne bo dobre tylko dla mnie. Natomiast faktem jest, że na tych komiksach i ekranizacjach wychowało co najmniej kilka milionów ludzi i one, jakoś mogły choć nie musiały (oby), ukształtować ich spojrzenie na świat w tym na kobietę.
Liberty napisał(a):Zastanawiam się czy w ogóle wychodzenie od ekranizacji komiksów to dobry pomysł.
Fringilla napisał(a):Po pierwsze; jeszcze nie widziałam filmu więc trudno się odnieść do opowieści.
Po drugie: ale gdzie czytałaś?
W takich sytuacjach jednym z pytań głównych (i trudnych) jest: ale w sumie jaki procent danej grupy głosi takie poglądy?
Mamy tu dwa problemy: 1. Bańka medialna i 2. Zbijanie kasy.
Dla mnie problemem głównym obecnie (ale nie jest to też problem nowy), że w społecznościówkach zbija się kasę na wyrażaniu nienawiści wobec [tu wstaw...].
Wielu amatorów i profesjonalnych komentatorów intensywnie monetyzuje swoje opinie, a okazuje się, że jak na razie algorytmy faworyzują wściekłość i nienawiść w przestrzeni medialnej w wykonaniu w zdecydowanej większości męskich fanów.
Czyli nawet jak masz neutralne lub pozytywne emocje dotyczace danego tematu, to jak najbardziej - media podsuną Ci jednak hot tejki przepełnione wspólnym wylewaniem hektolitrów co najmniej niechęci wobec [tu wstaw temat].
Hm, zadam pytanie z innej strony: a czy śledzisz, co się mówi o romansach i ich bohaterkach w miejscach, gdzie zbierają się fanki?
Jaki jest tam generalny odbiór kobiecych postaci?
Gdyby takie komentarze stanowiły tylko jakiś tam promil promila, to pewnie nawet słowem by się na ich temat nie zająknęli, bo...w zasadzie po co przejmować się kilkoma amebami umysłowymi ?
Nie no, jasne, w mediach społecznościowych zawsze stosunkowo łatwo było objechać coś od góry do dołu, ale...albo ja się zrobiłam jakaś bardziej świadoma, albo w ostatnich latach to się mocno zintensyfikowało .
Fringilla napisał(a):Tak sobie mysłałam o tym problemie przez Święta i ... kurcze, serio, szeroko...
Generalnie tak: mam wrażenie, że Twoja teoria jest szeroko kolportowana i łatwo w sieci się na nią natknąć, funkcjonuje tez od lat.
Osobiście nie byłam nigdy fanką, ale głównie dlatego, że wychodzę z zupełnie innego backgroundu fandomowego czyli odmiennych perspektyw i odmiennych doświadczeń
Choćby: powyższa teoria mocno pomija problem "jak funkcjonuje inkluzywność w naszej kulturze".
we współczesnych wysokobudżetowych produkcjach w ostatnich latach zaczęło się pojawiać trochę więcej przedstawicieli najróżniejszych mniejszości, tak?
A kto tworzy te wysokobudżetowe produkcje? Wielkie korporacje, dla których liczą się tylko i wyłącznie zyski. A największe zyski są wtedy, gdy o danym produkcie dużo się mówi. A najłatwiejszym sposobem na zapewnienie sobie wielkiego szumu są mniejsze i większe "kontrowersje". Disney'owi ani trochę nie zależy na tym, żeby małe czarnoskóre dziewczynki uśmiechnęły się na widok czarnoskórej Arielki i powiedziały "Mamusiu, patrz! Ona wygląda zupełnie tak jak ja! Chodźmy do kina na ten film!". Bob Iger ma to totalnie gdzieś. Dla niego liczy się przede wszystkim szum jaki wobec nowej Małej Syrenki wywołają nieprzychylne komentarze, w szczególności te pisane przez totalnych trolli. Bo to właśnie ten szum napędzi mu reklamę, a w konsekwencji sprzedaż biletów.
[/quote]Gdyby współczesnemu przemysłowi filmowemu (zwłaszcza właśnie temu wysokobudżetowemu) autentycznie zależało na tym, aby tworzyć bardziej inkluzywne produkcje, w których różnorodni bohaterowie byliby czymś więcej niż tylko "reprezentacją" danej społeczności, to po prostu zaczęto by tworzyć dobre nowe rzeczy z różnorodnymi bohaterami, a nie uznano by "No dobra, chcemy po raz dziesięciotysięczny sprzedać tę samą historię, ale nie chcemy zostać za to zjedzeni (albo co gorsza olani) przez media, co możemy zrobić? Hmmm...o, już wiem! Zmienimy kolor skóry kilku bohaterów i w każdym wywiadzie będziemy powtarzać, że w ten sposób chcieliśmy pokazać, że problemy, z którymi mierzy się nasza postać są absolutnie uniwersalne i niezależne od czasów, koloru skóry, płci, orientacji seksualnej, wyznania, czy czegokolwiek. A jak ktokolwiek ośmieli się nas skrytykować, zaczniemy krzyczeć, że seksizm, rasizm i homofobia...".
Fringilla napisał(a):I to własnie te zbyt duże puste dystanse fabularne między w sumie niezłymi pomysłami
Powinno albo się je skracać, albo wypełniać
Powrót do Czytamy i rozmawiamy
Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 1 gość