Amanda Quick "Orchidea"/"Złota orchidea"
Emma Greyson pracuje jako dama do towarzystwa lady Mayfield i bardzo ceni sobie to stanowisko, bo ma poważne problemy finansowe i dodatkowo musi zadbać o przyszłość młodszej siostry. Gdy wraz ze swoją pracodawczynią udaje się na przyjęcie do wiejskiej posiadłości jednego z lordów i chcąc uniknąć nachalnych awansów ze strony jednego z gości, chowa się w szafie w jednym z pokoi, okazuje się jest już tam Edison Stokes – równie pociągający, co bogaty. Ma on swoje własne powody, by ukrywać się w cudzym pokoju i wkrótce składa Emmie pewną propozycję.
Jest to druga część z cyklu "Vanza" związana z tajemniczą (i oczywiście wymyśloną przez autorkę), wyspą ale można tę powieść czytać jako oddzielną książkę.
Jest to dla mnie powtórka, bo okazuje się, że już kiedyś czytałam tę książkę. Problem w tym, że zupełnie jej nie pamiętałam podczas czytania.
To pierwsza powieść Quick od dłuższego czasu, którą przeczytałam z przyjemnością. Nie chce być źle zrozumiana, inne też nie były złe ale do bólu przewidywalne i dlatego nudne. "Orchidea" wybija się bardzo na plus, bo znalazłam w tej książce w końcu jakąś dobrą intrygę, akcję i humor. Fabuła nie jest bardzo odkrywcza ale było parę momentów, kiedy udało się autorce mnie zaintrygować i zaskoczyć, co w przypadku Quick bardzo rzadko mi się przytrafia. Główną siłą tej książki jest poszukiwanie mordercy podążającego tropem receptury na eliksir, który pozwala oszukiwać w karty. Brzmi głupio ale w rzeczywistości jest to lepsza intryga niż się wydaje. Wreszcie nie nudziłam się podczas czytania powieści Quick. Kolejnym plusem jest brak obecności paranormalnych wątków, choć miałam obawy, bo ta książka to drugi tom z cyklu "Vanza".
Na lekki minus – bohaterowie. Znów autorka poleciała schematem – ona to typowa niepokorna pannica z niewyparzoną gębą i szalonymi pomysłami, tkwiąca w niezachwianym przekonaniu, że ma zawsze rację, nawet gdy robi same głupoty. On oczywiście musi być trochę tajemniczy, starszy i poważniejszy od niej, a jego rozsądne zachowanie jest kontrastem dla jej głupoty. O ile takie połączenie ognia z wodą sprawdza się to podczas czytania pierwszej książki Quick, to przy dwudziestej jest już drażniące. Niemniej, bohaterowie tej konkretnej powieści dają się lubić. Są sympatyczni, choć chemii wielkiej między nimi nie ma. Na wyróżnienie zasługują za to postacie poboczne – są dobrze wykreowane, zwłaszcza babka Edisona i lady Mayson.
Plusem jest obecność humoru i bardzo sprawny styl. Jak zawsze lekko i bardzo płynnie się czyta powieści tej pani. Fabuła jest dopracowana, mimo infantylności, akcja leci szybko bez przestojów. Scen erotycznych, prawdę mówiąc nie pamiętam, bo raczej niczym się nie wyróżniły. W ogóle wątek romantyczny został mocno przysłonięty przygodowym ale w tym przypadku również uważam, że to pomogło książce.
Było nieźle, choć irytowała mnie chwilami bohaterka z syndromem Zosi Samosi i trochę gburowaty superbohater, czyli Edison. Wątek przygodowo-kryminalny przyciągnął więcej mojej uwagi niż relacja między główną parą. Czasem się jednak uśmiechnęłam, całkiem dobrze bawiłam i mimo sztampy uważam, że było w porządku. Raczej nie będę pamiętać tej książki za kilka dni ale na pewno nie był to stracony czas dlatego moja końcowa ocena to 7/10.