Teraz jest 21 listopada 2024, o 13:58

Pieśń o domu - LaVyrle Spencer (Kawka)

Alfabetyczny spis recenzji ROMANSÓW WSPÓŁCZESNYCH
Avatar użytkownika
 
Posty: 21062
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:15
Lokalizacja: Rzeszów/Drammen
Ulubiona autorka/autor: Proctor, Spencer, Spindler i wiele innych

Pieśń o domu - LaVyrle Spencer (Kawka)

Post przez Kawka » 4 lipca 2023, o 22:03

LaVyrle Spencer "Pieśń o domu"

Tom Gardner jest szanowanym dyrektorem liceum w małym miasteczku w Minnesocie. Wraz z żoną Claire wychowują dwójkę nastoletnich dzieci. Uporządkowane spokojne życie jego rodziny zmienia się w momencie gdy w szkole pojawia się nowy uczeń – Kent Arens i jego matka – Monika, w której Tom poznaje swoją dawną znajomą. Przed wieloma laty miał z nią jednonocną przygodę i teraz mężczyzna zastanawia się czy ma nieślubnego syna z prawie obcą mu kobietą.

Książkę tę przeczytałam lata temu i wtedy wywarła na mnie bardzo dobre wrażenie ale minęło tak wiele lat, że zdążyłam zupełnie ją zapomnieć. Czytałam więc tak, jakby to było moje pierwsze podejście do tej lektury.

Jest to obyczajowa powieść jednej z moich ulubionych autorek. Wolę jej twórczość w wydaniu trochę bardziej romansowym ale Spencer potrafi pisać o emocjach i relacjach międzyludzkich tak dobrze, że warto sięgnąć nawet po te poza romansowe.

Głównym bohaterem jest dojrzały już mężczyzna, który z pozoru jest idealnym mężem i ojcem, szanowanym obywatelem miasta i lubianym dyrektorem szkoły. Skrywa on jednak sekret, który przewraca jego życie do góry nogami. Przez całą powieść nie mogłam się zdecydować czy go lubię, czy wręcz przeciwnie – budzi on we mnie niesmak i pogardę. Z jednej strony ta postać jest tak ludzka, że zdaje się być żywa. Na pewno to, co go spotkało mogłoby się wydarzyć naprawdę. Głęboko mnie jednak poruszył fakt, że bohater nie miał za wielu skrupułów i nawet za wielkich wyrzutów sumienia. Uważał, że zdrada jeszcze przed złożeniem ślubnej przysięgi się nie liczy, bo to było tylko narzeczeństwo. Zdradził swoją przyszłą żonę na tydzień przed ślubem, na dodatek ona była w ciąży z ich pierwszym dzieckiem. Dla mnie to wysoce niemoralne i niewybaczalne. Autorka przez większość książki próbowała ugładzić i usprawiedliwić ten niegodny czyn i ja tego zupełnie nie kupiłam. Oburzyło mnie też, że pod koniec powieści pada nawet wiele razy stwierdzenie, że za rozpad małżeństwa odpowiedzialna jest zdradzona żona, bo kazała się wyprowadzić zdrajcy i nie chciała mu wybaczyć. Szczerze mówiąc, sugerowanie, że osoba zdradzana jest winna, to już jest świństwo. Całkowicie rozumiem postępowanie Claire i jej emocje oraz wątpliwości, które nią targały, jak również fakt, że nie chciała mieć z niewiernym mężem nic wspólnego. A tłumaczenie, że zdrada się teraz nie liczy, bo miała miejsce dawno, to już trudno nawet skomentować. Prawdę mówiąc, na miejscu Claire raczej bym nie wybaczyła mężowi. Na szczęście nigdy nie byłam w takiej sytuacji i mam nadzieję, że nie będę zmuszona podejmować takich decyzji.

Mimo tej trudnej tematyki i wielu zawiłych relacji między postaciami, a może właśnie z tego powodu, książkę czyta się świetnie. Akcji za wiele w niej nie ma, bo główną rolę grają w tej powieści emocje i więzi międzyludzkie, a mimo to jest ciekawie. Postacie nie są na pewno papierowe. Wszystkie mają swój świat, motywację, przeżycia, cele i emocje. Żadna z nich nie została spłycona, czy niedopracowana. Podobał mi się ten emocjonalny kocioł i burzliwość. LaVyrle Spencer potrafi to opisać w taki sposób, że się jej całkowicie wierzy i dlatego jest jedną z moich ulubionych autorek. Jest w tym prawda i nawet jak się nie zgadzam z postępowaniem niektórych postaci, to nie można im odmówić wiarygodności.

Jest to dość spokojna opowieść o rodzinie i budowaniu relacji. Jest też wątek miłosny ale dotyczy małżeństwa z długim stażem więc nie wiem czy dla przeciętnej romansoholiczki będzie on atrakcyjny.

Warsztat autorki jest świetny więc książkę czyta się jednym tchem, mimo braku wielkich fajerwerków w fabule. Ta historia jest jednocześnie prosta i zawiła pod względem emocji. Nie wiem czy dla każdego ale na pewno według mnie to jedna z lepszych książek, jakie przeczytałam w tym roku. Oczywiście, ma wady, o których pisałam wyżej, więc maksymalnej liczby punktów nie będzie ale myślę, że sprawiedliwą oceną jest 9/10.
http://www.radiocentrum.pl

"...Gary (...) niedawno zerwał ze swoją dziewczyną z powodu niezgodności charakterów (charakter nie pozwolił jej zgodzić się na to, by Gary sypiał z jej najlepszą przyjaciółką)". Neil Gaiman "Nigdziebądź".

Avatar użytkownika
 
Posty: 28665
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:14
Lokalizacja: i keep moving to be stable
Ulubiona autorka/autor: Shelly Laurenston, Anne Stuart

Post przez Fringilla » 4 lipca 2023, o 23:15

Swoją drogą to jest mega ciekawa książka-jako-romans jesli chodzi o watek traktowania dzieci swego męża...

Osobiście nie przepadam, chociaż tak, Spencer jest dobra warsztatowo, bo jednak zrobiono z bohaterki mocna nieracjonalną osobę w bardzo tendencyjny sposób, i to pomijając nawet kontekst czasów powstania i wieku bohaterów...

bohater nie miał za wielu skrupułów i nawet za wielkich wyrzutów sumienia. Uważał, że zdrada jeszcze przed złożeniem ślubnej przysięgi się nie liczy, bo to było tylko narzeczeństwo. ....Całkowicie rozumiem postępowanie Claire i jej emocje oraz wątpliwości, które nią targały, jak również fakt, że nie chciała mieć z niewiernym mężem nic wspólnego.


Tak, a problem z Tomem jest moim zdaniem całkiem wyczerpująco opisany tutaj:
https://www.goodreads.com/review/show/889191743

Przy okazji:
Ten tytuł elegancko pasuje do definicji gatunku literatury eskapistycznej w znaczeniu: w romansach/obyczajówkach znajdujemy wsparcie dla własnych wyborów zyciowych... bo tak, to opowieść z 1994 roku, czyli w sumie opowiada o pokoleniu urodzonym pewnie ok. 1950.
czyli kontekst wychowania w latach 50./60...

I jak najbardziej argumentacja, łącznie z tym, że bohaterka robi z igły widły, jest w klimacie czasów... gdy wywalenie takiego gościa na zbity pysk po prostu miało bardzo konkretne przełożenie na sytuację ekonomiczną kobiety, ale zarazem oficjalnie nie wypadało społecznie się do tego przyznać / lub potrzebowało się "moralnego" a nie "przyziemnego" uzasadnienia, dlaczego się zostawało z takim kolesiem dla pokolenia ówczesnych 40-latek vs już obecne w latach 90. wymagania "rzuć go w cholerę" młodszych pokoleń.
Bo inaczej by się wyszło na godldiggerkę lub słabowitą kobietę :hyhy:

Lata 90. to jest też kolejna fala dyskusji o rozwodach w nowym kontekście. I tzw. fałszywej solidarności...

Takie w naszej kulturze "trzeba nieść swój krzyż, boś niewiasta stworzona do troski, miłości i wybaczania" (chociaż wszyscy zawsze wiedzieli, że chodzi raczej <jak się rozwiedziesz, to umrzesz z głodu razem z dziećmi>.
Co ciekawe, jak kobiety zaczęły o wiele bardziej mówić wprost, że chodzi o kasę, to się jakieś takie "mniej kobiece" robiły ;)
(tutaj czerpię także tutaj z literatury pamiętnikarskiej, czyli non-fiction, kobiet z lat późnych 40., 50. i 60. :hyhy:
To są mega fajne opowieści o tym, że powojennie może to już nie rodzice aranżowali małżeństwa tak często, ale "młodzi" wciąż kierowali się w 99% kwestiami ekonomicznymi ;)
Problem w tym, że mamy zły zwyczaj, kultywowany przez pedantów i snobów intelektualnych, utożsamiania szczęścia z głupotą. Według nas tylko cierpienie przenosi w sferę doznań intelektualnych, tylko zło jest interesujące
— Ursula K. Le Guin

Avatar użytkownika
 
Posty: 21062
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:15
Lokalizacja: Rzeszów/Drammen
Ulubiona autorka/autor: Proctor, Spencer, Spindler i wiele innych

Post przez Kawka » 4 lipca 2023, o 23:29

Pełna zgoda z tym, co piszesz.
W tej książce głównie podobały mi się relacje miedzy dzieciakami i rodzicami, skomplikowanie relacji i sposób, a jaki to zostało opisane. Najmniej podobał mi się wątek romantyczny między Claire i Tomem i zrobienie z Claire tej złej, choć prawdziwym winowajcą był Tom.
http://www.radiocentrum.pl

"...Gary (...) niedawno zerwał ze swoją dziewczyną z powodu niezgodności charakterów (charakter nie pozwolił jej zgodzić się na to, by Gary sypiał z jej najlepszą przyjaciółką)". Neil Gaiman "Nigdziebądź".

Avatar użytkownika
 
Posty: 28665
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:14
Lokalizacja: i keep moving to be stable
Ulubiona autorka/autor: Shelly Laurenston, Anne Stuart

Post przez Fringilla » 5 lipca 2023, o 15:58

To jednak potrafi mocno irytować: styl i warsztat bardzo ok, zmysł obserwacji ewidentny, ale sama opowieść w konwencji jednak romansowej (czyli czuć, Co Autorka Wspiera) burzy odbiór... gdyby to pozostawało w obszarze Sceny z Życia Małżeńskiego, gdzie czytelniczka nie czuje presji Bohaterka Wybrała Dobrze tylko autorka pozostawia przestrzeń na oddech i własną analizę (i w kontekście czasu powstania).

Kurcze, ja znam bodice rippery, w których twórczynie fundowały podobnie wątpliwy HEA, ale też potrafiły zachować pewien narracyjny dystans i nawet przy braku pogłębienia bohaterów zasygnalizować większą złożoność sytuacji...
Problem w tym, że mamy zły zwyczaj, kultywowany przez pedantów i snobów intelektualnych, utożsamiania szczęścia z głupotą. Według nas tylko cierpienie przenosi w sferę doznań intelektualnych, tylko zło jest interesujące
— Ursula K. Le Guin


Powrót do Recenzje romansów współczesnych

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 25 gości