szuwarek napisał(a):o Frin fajne teksty. Dzięki wielkie.
szukam omówień i reakcji - na koniec są one ciekawsze od samego nawet raportu
Karina32 napisał(a):Mam podobne doświadczenie i nawet córkę w tym samym wieku. Obie moje córki (8 i 11) nadal lubią, jak ja im czytam na dobranoc, ale same raczej niechętnie sięgają po książki
To zawsze ciekawe, po co sięgają w zamian / co robią zamiast
(ja bym się jak zwykle przyczepiła trochę do sposobu robienia badań czytelnictwa - i to nie krytykując autorów tylko zwaracając uwagę na to, jak trudno w sumie jest je przeprowadzić... np. ludzie nieświadomie "kłamią" zawsze, a w przypadku pytań o jednak wciąż specyficznie prestiżowe działania i umiejętności - czytanie wciąż oznacza przynależność do pewnej elity - tym bardziej trudno o neutralnie zbliżone do prawdy odpowiedzi
(edit: bo do myslenia dają też wyniki badań umiejętności czytelniczych naszych 4klasistów - że ogólnie polskie dzieciaki są pod względem czytania ze zrozumieniem praktycznie najlepsze prawie w Europie
a jednak czytać nie lubią za bardzo...
A takie głosy jak Wróbel się tez pojawiają, bo jednak rodzice z obecnego pokolenia - ci czytający - mają większą odwagę przyznawania, że dzieci nie czytają. Także dlatego, że nie są z tym sami i nie ma juz tak silnej społecznej presji, aby wykazywać, że dziecko czyta, bo inaczej "głupie jest" lub co gorsza "ma złych rodziców"
(dla porządku: czytelnictwo w Polsce w praktyce od czasów mierzenia tegoż nigdy nie przeskoczyło 50% na poważnie...
(o, tutaj tekst, z którym
nie zgadzam się o wiele mocniej (autor Edwin Bendyk)
https://www.projektpulsar.pl/struktura/ ... zacji.readCo do lektur, też coś w tym jest. Chociaż uważam, że dobrze znać "klasyki", ale może nie w tym wieku.
Tak, tu też jestem tradycjonalistką, ale w formacie: ciągłość kulturowa - czyli należenie do wspólnoty, która ma i wspólny technicznie język, i zestaw mitów/legend/opowieści etc. - jest wspomagana pokoleniowym zmuszaniem do zapoznawania się z "lekturami".
Ale też kto powiedział, że jedynym formatem przekazu ma być książka pisana.
Teraz starsza ma do przeczytania "Pannę z mokrą głową" i co chwilę ma pytania odnośnie do jakichś archaizmów, albo uwagi co do składni.
No to akurat faktycznie efekt swoistego zawężenia jednak styczności dzieciaków z różnymi formami językowymi...
Po pierwsze: likwidacja telewizji
("za naszych czasów się oglądało wieczorynki z infantylnym <nowoczesnym> językiem, a potem sie wpadało na wiadomości, teatr telewizji czy inny europejski film po 20.00 z lektorem z dobrą dykcją"
Trochę przesadzam może, ale... algorytmy streamingowe poważnie zubażają świat dzieciaków, które wbrew pozorom nie są mega dobre w wyszukiwaniu "inności"...
po drugie: ograniczenie poruszania się po świecie czysto fizycznym, mniejsza liczba interakcji z baaardzo różnymi ludźmi na ulicach, w sklepach, etc. (wystarczyła obserwacja i osłuchanie się).
Lądujemy z bystrymi dziećmi i nastolatkami, które nie tylko nie znają "archaicznych" języków, bo nigdy nie miały okazji usłyszeć / zobaczyć w działaniu (nie potrafią nawet się domyślić, o co może chodzić) ale nawet nie potrafią często opisać własnych stanów emocjonalnych, ponieważ brakuje im słów.
I też nie uważam, że są "gorsze" od poprzednich pokoleń - po prostu mają inne zestawy problemów komunikacyjnych i będą sobie radzić często inaczej niż my na ich etapie.
Podsumowując: nie stwarzamy (bo je zlikwidowaliśmy) dzieciom okazji do stykania się z różnymi formami polszczyzny, jaką znamy z własnej młodości (za to stykają się z innymi językami i kodami komunikacyjnymi niż my w ich wieku).