Dla porządku poza DA (o nim niżej)
Jak ktos szuka porządnego horroru, to serio - własnie się skończył 3. sezon
Evil i był równie świetny jak pozostałe
Jest tam wszystko, od
Twin Peaks do
Dziecka Rosemary plus porządnie dopracowane istoty demoniczne godne uMemligowania oraz adekwatna komedia i humor
A główna bohaterka... och, kocham ją
(i wreszcie moje pokolenie się doczekało przedstawień matek nastolatek, z którymi, ekhm, się identyfikujemy... ale i dzieciaki pozytywnie pokazywane).
Przy tym wszelkie
Sandmany,
Stranger Things i
Sabriny to jest YA dla młodszych dzieciaków
Teraz tylko ostatni odcinek 4. sezonu
Westworld...
***
Wracając do DA:
mdusia123 napisał(a):Wręcz na siłę próbuję przypomnieć sobie teraz JAKIKOLWIEK wątek jednego z nich, który mógłby się toczyć całkowicie bez udziału tej drugiej osoby i...totalna pustka.
W teorii wątek bycia weteranem miał być Opowieścią Batesa. I to w to wpleciono Annę. I ogólnie Jego Cierpienie (w które znów wpleciono Annę, jak wyżej rozmawiałyśmy
i się z tego zrobił... ech...
Trzeba byłoby wszystko przepisywać. Już serio Baxter i Molesley mają osobno o wiele więcej do zaoferowania, a oboje, tak naprawdę, "zaczęli się" dużo później.
Nawet on, chociaż był w fabule od samego początku, przez pierwsze trzy sezony służył bardziej za naczelnego błazna i dopiero w tej "drugiej historii" dostał coś konkretnego do roboty.
Ja uważam, że to był niezły watek z jeszcze innego powodu, bo pokazywał w duchu pierwszych sezonów, jak wygląda deklasacja i jak bliźni traktują w społeczności
To uczynienie "błaznem" osoby niegdyś marzącej o byciu nauczyciela (i z potencjałem ku temu!) - zawodzie o statusie w praktyce co najmniej równej jednak jeśli nie wyższej kamerdynerowi w posiadłości - czyni całą sytuację mocniej skomplikowaną... nie jest przypadkowe: społeczność cały czas próbuje go "ustawić"...
Ba, to scenarzyści po prostu próbują go ustawić: facet dostaje za swoje, bo chyba nie do końca okazywał zrozumienie dla sytuacji choćby oddalonej służącej w ciąży (nie pamiętam imienia, musze sprawdzić) i chyba Toma... i na koniec też wyleciał radośnie
A można z tego było zrobić lekką komedię, ponieważ Molesley ogólnie jest mega pozytywną osobą, nawet jeśli też jak Bates i ogólnie większość facetów, świętoszkowatą (oprócz Thomasa, który po prostu jest pragmatyczny z wiadomych powodów) i który (z różnych powodów) nie ma nikomu za złe niczego na dłuższą metę i faktycznie aż przesadza z wdzięcznością chwilami...
Tu wchodzi Baxter, która... no właśnie, łączy ich nie tylko opiekuńczość Baxter a la Anna i docenienie tejże cechy przez Molesleya (miał wszak do Anny lekka słabość), ale i podobne doświadczenie: Baxter też ma na koncie zależność aka wdzięczność obowiązkową wobec osoby, która zarazem... nie jest fair do końca (ok, Thomas wypada tu zdecydowanie gorzej ze wym Niecnym Planem od ogólnej lekkiej próby reszty służby ustawienia Molesleya "w szeregu").
Co fajne: Baxter i Molesley dla siebie nawzajem byli w stanie zrobić coś, co dla samych siebie by nie mogli: wypunktowali sprawcom mniej lub bardziej wprost (Baxter mega dyplomatycznie i na około, bo... kobieta z przeszłością
jak niefajnie się bliźni wobec nich zachowują
U podłoża ich relacji już mamy do czynienia z pewna równowagą
Przy okazji: jak dla mnie to mamy dwa modele zdobywania uczucia wybranej osoby w serialu: albo klasyczny cis-hetero flirt nastawiony na lekką dominację (takie typowe wywieranie nacisku "umów się ze mną" i "powiedz, że mnie lubisz, przecież wiem, że tak" czyli ogłnie "wiem lepiej od ciebie, co czujesz") vs okazywanie wsparcia i zainteresowania.
I co zabawne, do drugiej grupy należą Baxter x Molesley, Edith x Bertie i w pewnym zaskakującym wręcz bo wiarygodnym stopniu Rose x Atticus (zaskakującym, bo są oboje "ładni"
co zwykle sprzyja modelowi numer 1. ale też - tu doceniam scenarzystów - może własnie dlatego, że tak doskonale sobie zdają sprawę, że są "ładni", że nie muszą tegoż modelu wykorzystywać... dla mnie model numer 1. jest zwykle mocno powiązany z ogólnymi ukrytymi kompleksami i lękami w szczególności ze strony facetów
vide Anna i Bates (ok, moim zdaniem to Anna tutaj faktycznie... wywierała nacisk w pierwszej fazie... i chyba tez paradoksalnie trochę odstraszyła Batesa
to był jeszcze etap, gdy byłam zainteresowanie fabularnie ich związkiem
A, no i jeszcze do 2. grupy - z trochę innych powodów, ale jednak... - należał Thomas na dłuższą metę
Zobacz jaka była chociażby reakcja Carsona, kiedy dowiedział się, że dziewczyna pragnie czegoś więcej aniżeli przez następne pół wieku cerować cudze sukienki. Na marzenie Alfreda o kucharzeniu zareagował już zupełnie inaczej, potrafił chłopaka wesprzeć, gdy ten chciał się poddać po pierwszej porażce. No, trochę marudził przy nauce Daisy, ale ostatecznie też ją pochwalił i stwierdził, że to był dobry pomysł, żeby się jakoś rozwijała.
Słuszna uwaga.
Kurcze, takie miniwątki stanowiły o mocy serialu.
Nadal szczerze gościa nie lubię, ale mimo wszystko muszę mu przyznać, że jakoś tam potrafił się przystosować do współczesności. Chociaż w minimalnym stopniu
.
Tu jednak bardziej obstawiam teorię pozytywnego konserwatyzmu niż samo nadążanie za współczesnością, czyli miał osobowoś, którą spotykamy - tak jak różnych mniejszych lub większych rewolucjonistów
- w każdym stuleciu: mianowicie otwartość na naturalne jednak zmiany, jakie muszą zachodzić i umiejętność dostrzegania i wspierania potencjałów (też dla własnego interesu
Aczkolwiek tak, prawdopodobnie tempo pewnych zmian większe niż za czasów np. jego ojcu w jego wieku wzrosło, więc tu szacunek dla Carsona faktycznie, że się nie gubi za bardzo... i faktycznie słucha innych (och, jest w tym element dumy: skoro on udziela Lordowi rad to też wszakże winien być otwarty na rady niższych statusem... to własnie elastyczny konserwatyzm
Dla mnie w ogóle wątek Mary&Talbot jest bardzo "zabawny". Mary widzi, że to się nie uda. Anna widzi, że to się nie uda. Widzowie widzą, że to się nie uda. A scenarzyści dalej twardo obstają przy swoim. Tylko po to, żeby w filmach stwierdzić "Ups, to naprawdę się nie udało...". No kurde! Jak żeście na to wpadli, Sherlocki
?
No bo o to chodzi: wiemy i chcemy patrzeć na ten, nomen omen, karambol....
znaczy: może nie ja, ale rozumiem potrzebę wprowadzenia tego niedoskonałego w końcu związku
Zresztą Mary w ostatnim filmie całkiem nieźle pokazała, o co chodzi i że jest świadoma sytuacji... Widzę, że ma potencjał na ogarniętą seryjną monogamistkę (romans nie, rozwód tak i żadnych tam pocieszeń i półśrodków po drodze, emocjonalnie jednak tego potrzebuje