Donovan też w końcu się wyrobił; zmienił się.
Tak ale nie
Tam są całe pokłady problemów z podejściem do sytuacji, a w szczególności bohaterki...
Po pierwsze: nie ma żadnych dowodów, że Donovan faktycznie się zmienił.
Albo inaczej: poczekamy, zobaczymy
Ja się pewnie powtórzę: dopóki nie ma transparentności co do powodów konfliktu... czyli dopóki to sam bohater ukrywa powody rozstania, to mamy problem. Nawet jeśli na pierwszy rzut oka robi to na życzenie bohaterki.
Tak, to jest pewnie wchodzenie w sferę intymną bohaterów - ludzie mają prawo do niedzielenia się swoimi historiami - ale w realiach romansowych to po prostu się nie sprawdza. HEA nie ma na horyzoncie
Po drugie:
To całe
Może rozumiesz, dlaczego on się tak zachowywał, ale przyjmujesz to tylko umysłem - powiedziała Julia. - A przebaczenie to coś więcej niż zrozumienie i coś więcej niż puszczenie w niepamięć. Prawdziwe przebaczenie rodzi się w sercu. Warto, żebyś przebaczyła Patrickowi nie tylko ze względu na niego, ale również dla twojego dobra. To uwolni twoje serce.
Cała rozmowa z matką to, no, horror...
Swoją drogą:
Łatwość, z jaką matka dochodzi do punktu "rozumiem i wybaczam" (mężowi, zięciowi), a zarazem jest wobec samej siebie krytyczna za za krótką jej zdaniem żałobę po mężu, daje do myślenia jak dla mnie.
Choćby w opisie własnych problemów z relacją z mężem wskazuje jedynie na swoje działania, energię i chęci co do "ratowania" związku.
A zarazem na koniec wszystko trzeba i tak obrócić na "wspólnotę zasług" (np. okazuje się choćby, że to zasługa zmarłego męża jednak, że emocjonalnie aktualnie po jego śmierci matka jest tak zrównoważona, itd.).
Klasyczna asymetryczna praca emocjonalna.
Po trzecie: Putney zastosowała zabieg iście szatański
cały potencjalny mrok w relacji przeniosła... na bohaterkę.
To ona "jest w stanie realnie zabić" (i ta myśl niejako wyzwala ją z lęku przed mężem... powody są... skomplikowane i nie do końca przerobione...i tu leży słabość opowieści... kurcze, a by mozna wiele wyciagnąć
Więc na koniec... jest ok.
Patrick objął swoją rozpromienioną żonę.
- Muszę jeszcze powiedzieć, że jestem szczęściarzem. Nie mogłem uwierzyć, że Kate chciała za mnie wyjść. - Spojrzał jej głęboko w oczy, a spojrzenie było tak intymne jak pocałunek. - Ale to, że zechciała wyjść za mnie po raz drugi, to po prostu cud.
- Patrick, jak zwykle, siebie nie docenia. Ja też muszę coś powiedzieć. Wszyscy ci mili ludzie, którzy zarzucali mi, że nie wiem, co tracę, mieli rację.
Tam są naprawdę takie koncepty, że... brrr...
Na marginesie: książka się też zestarzała pod jednym względem - Kościół nie pozwala już gejom na święcenia zakonne
(przez łzy).
To jest mocno symboliczne: opowieść oparta na mocnej wierze, że bohater/instytucja chcą dobrze, i wystarczy, że się "dostosujemy, przebaczymy, będziemy wyrozumiali"...
No i proszę, Kościół po paru dosłownie latach od wydania książki robi myk i brat bohaterki już by do zakonu wstąpić raczej nie mógł
Obawiam się, że z Donovanem by było podobnie...
Finał jest... symboliczny