Loretta Chase "Król łotrów"Jessica Trent to niezależna stara panna, która nie lubi gdy ktoś decyduje o jej losie. Marzy, by wieść spokojne życie jako właścicielka luksusowego butiku, jednak te plany krzyżuje postępowanie jej głupiego młodszego brata. Bertie wpadł w złe towarzystwo i oddaje się rozpuście, przepuszczając resztkę rodzinnych pieniędzy i przysparzając ich babce zmartwień. Jessica postanawia wziąć sprawy w swoje ręce i wyrwać brata spod wpływu mrocznego lorda Daina – człowieka znanego ze sprowadzania młodych arystokratów na złą drogę.
Jest to moje pierwsze spotkanie z autorką, choć wiele dobrego słyszałam o tej powieści, to nigdy nie było okazji bliżej się z nią zapoznać.
Na pierwszy plan wybija się humor. Jest największa zaleta tej książki. Okazja do śmiechu jest zawsze wtedy gdy bohaterowie zaczynają ze sobą rozmawiać. Ich dialogi to mistrzostwo. Docinki, riposty, wojny na słowa to jest główna siła tej książki.
Gorzej z fabułą. Nie jest ona szczególnie emocjonująca. Nie ma zbyt wielu zwrotów akcji, ani zaskoczeń. Raczej sztampa i przewidywalność ale nie ma też nudy. Jest to typowo romansowa fabuła. Tempo akcji jest w porządku, wydarzenia nie są może bardzo ciekawe ale jednak nie ma nudy, głównie dlatego, że bohaterowie wciąż się przekomarzają, co dodaje dynamiki tej historii.
Styl autorki chwilami jest dziwny, jakby siliła się na "chandleryzmy" i momentami przeginała. Najbardziej mi ręce opadły przy: "trumnie niemowlęcia jego nowo narodzonej nadziei" i "łzach kobiecości", czyli obrazowego, poetyckiego opisu śluzu z pochwy. Szkoda, że nie można tego odprzeczytać. Czasami opisy są zbyt poetyckie, udziwnione i przegięte ale znośnie, jeśli się przymknie na to oko i przyjmie, że taka miała być konwencja. Czasem zdarzały się jednak trafniejsze i bardzo zabawne metafory. Język powieści w moim odczuciu trochę zbyt kwiecisty, barokowy i nie wiem czy to czy to zasługa autorki, czy tłumacza.
Nastrój powieści jest raczej zabawny, trochę niepoważny ale chyba to dobrze, że nie było za bardzo na serio, bo chyba bym nie zniosła tego stylu autorki w połączeniu ze śmiertelną powagą.
Bohaterka to babka z jajem, fajna, przedsiębiorcza, nie da sobie w kaszę dmuchać. Jej gierki nie zawsze mi się podobały, bo wydała mi się przez to wyrachowaną oportunistką. Wolę szczere, bardziej niewinne bohaterki, a nie intrygantki. Poza tym trochę jest zbyt idealna, pod innymi względami. Taka Mary Sue, której wszystko idealnie wychodzi, jest inteligentna, piękna i wszyscy jej jedzą z ręki. Nie przepadam też za wątkiem wyuzdanej dziewicy bez zahamowań seksualnych. Bohaterka, która nie ma doświadczeń seksualnych, od razu staje się demonem seksu i bez żadnego skrępowania godzi się na wszystko, co proponuje partner. Jess wydała mi się również nieco za bardzo wyzwolona i feministyczna jak na czasy, w których żyje, choć można to wytłumaczyć niekonwencjonalnym wychowaniem przez babkę. Mimo tych wszystkich zastrzeżeń, nawet ją polubiłam ale nie zżyłam się z nią za bardzo i nie przeżywałam jej rozterek i niepowodzeń. Raczej obserwowałam z boku jej poczynania niż się z nią utożsamiałam.
Bohater. Najkrócej mówiąc, to wyjątkowo świniowaty dupek i buc. Furiat, o paskudnym charakterze, w realnym życiu najgorszy typ człowieka, bo nigdy nie wiadomo, co mu do głowy strzeli. Toksyczny, niemiły, podły, dwulicowy hipokryta. Jest zaprzeczeniem bohatera romansu i zupełnie nie rozumiem zachwytów nad tą postacią. Przez większość książki zachowuje się jak rozkapryszony gówniarz. Autorka próbowała wytłumaczyć jego karygodne zachowanie trudnym dzieciństwem i brakiem miłości ze strony rodziców ale są pewne granice. Kiepski start w życie nie jest usprawiedliwieniem dla takiego podłego zachowania. Najbardziej razi w oczy jego postawa względem syna. Bohater sam przeszedł przez piekło, bo rodzice go nie kochali, ale nie umie okazać krzty sympatii współczucia dla własnego dziecka. Wypiera się syna, mówi o nim "to coś", pogardza niewinnym dzieckiem z powodu jego wyglądu, mimo że chłopak to jego wierną kopią. Ma okrągłe zero refleksji na temat ojcostwa i krzywdzenia własnego dziecka. Dain to podły, durny, odpychający, zimny, wyrachowany, niesympatyczny człowiek. Na dodatek wystarczyła umoralniająca gadka bohaterki, żeby mu się nagle zmieniło o 180 stopni i pokochał syna. To tak nie działa w życiu. Budowanie relacji między rodzicem i dzieckiem tak nie wygląda. Dla mnie ten wątek jest zupełnie niewiarygodny psychologicznie, potraktowany za płytko przez autorkę i po prostu uwiera. Na plus trzeba zaliczyć, że Dain ma kompleksy i nie jest ładny, według siebie. Nie wierzę w przemianę Daina z cynika i dupka w idealnego męża i ojca. To niewiarygodne psychologicznie. Za szybko, za bardzo po łebkach i słabo. Nie lubię Daina i nic nie jest w stanie sprawić, że go polubię.
Kolejny element to trauma – niby napisana dobrze ale nie poczułam więzi z bohaterem, nie ruszyła mnie jego historia, a lubię ten motyw. Wydawało mi się, że Dain sobie dopowiedział za dużo w sprawie matki, oceniał niesprawiedliwie ją i innych. Myślał jak niedojrzały gówniarz i na tym błędnym przekonaniu zbudował cały pogląd na świat. Taki obrażony na świat dzieciuch. Cechą dobrze napisanej traumy jest to, że się w nią wierzy i współczuje bohaterowi albo chociaż go rozumie. Niestety, w przypadku Daina to nie działa.
We wzajemnej relacji pomiędzy bohaterami aż iskrzy ale zupełnie nie zwróciłam uwagi na sceny erotyczne, bo wydawały mi się tłem dla tej historii. Najbardziej podobało mi się w ich wzajemnych stosunkach, że rozmawiali ze sobą. Bohaterka w chwili kryzysu przyszła z problemem do męża, zamiast głupio działać po swojemu. Wspólnie doszli do jakiegoś rozwiązania. To rzadkość w romansach. Z drugiej strony – oni przez większość książki niby ze sobą rozmawiają ale tak naprawdę nie są szczerzy ze sobą. Udają, snują intrygi, uprawiają gierki, każde chce drugiego stłamsić, podporządkować swojej woli. Niby pieszczotliwe wyzwiska od "tępaków" i "głuptasków" też nie są fajne.
Powieść bardzo szybko się czyta, dobrze, gładko wchodzi ale nie jest to książka, po którą sama bym sięgnęła. Zdecydowanie nie mój klimat, głównie dlatego, że mam alergię na bohaterów dupków i przerysowanych samców alfa, o ile nie jest to w konwencji bodice ripperów.
Książka dostarczyła mi wiele skrajnych emocji, nie przeszłam wobec niej obojętnie. Nie wiem czy to dobrze, czy źle. Całość oceniam na 7/10. Może byłoby wyżej ale bohater jest dla mnie nie do zaakceptowania i nie wierzę w jego cudowną przemianę.
Link do recenzji w dziale:
viewtopic.php?p=1243801#p1243801