Byłam przed południem na Dworcu Centralnym, bo odprowadzałam tatę, który wracał do siebie do Wrocławia, i kiedy już ojciec wsiadł do pociągu podeszła do mnie młoda dziewczyna - miała na oko jakieś 17-cie lat i po ukraińsku poprosiła o pomoc [odróżniam ukraiński od rosyjskiego, bo ukraiński jest "twardy", a rosyjski bardziej śpiewny, ale mówić po ukraińsku nie potrafię]. Była sama, przerażona, zdezorientowana, a w telefonie miała tylko krótki tekst napisany po polsku, że chce jechać do Solca Kujawskiego i podaną godzinę odjazdu 10,29. Ale o godzinie 10,29 odjeżdżał tylko pociąg do Wrocławia i chciała wsiąść do tego pociągu. Ale gdzie Wrocław, a gdzie Solec Kujawski. Zatrzymałam ją i zaprowadziłam na górę do okienka, gdzie udzielają informacji. A tam dziki tłum ludzi. Na szczęście tuż przed nami stała starsza kobieta, jak się później okazało też Ukrainka i pomogła mi się dogadać z dziewczyną, a potem powiedziała, że już się nią zaopiekuje i dopilnuje żeby wsiadła do odpowiedniego pociągu [odjeżdżał dopiero dwie godziny później]. Powiem wam, że bardzo mnie to poruszyło, bo to był dzieciak jeszcze, przestraszony dzieciak, który nagle znalazł się sam w obcym kraju nie znając języka ani alfabetu [ u nich przecież posługują się cyrylicą, więc nawet nie umiała odczytać nazw poszczególnych stacji na wyświetlaczu].
A jak potem rozmawiałam z ojcem, to okazało się, że w jego wagonie jechało kilkunastu Ukraińców [głównie kobiety i dzieci]. Szokująco przejmujący jest ten exodus ludzi, zatrważający i nieludzki.