Hobbitka napisał(a):tully napisał(a):2 odcinki do konca i drama juz sie zaczela wiec nie moge sie na niczym skupic i nogi mi lataja jak oszalale z nerwow....
Dlaczego wolisz wersje J od K ? Tylko blagam bez spoilerow
Aktorsko moim zdaniem lepiej sobie poradzili i muzyka mi bardziej odpowiada. Ale to niekoniecznie oznacza, że i Tobie się będzie podobać
Czuc różnicę realizacyjną jeszcze - i że 2011, i że jdramy w tamtym okresie były trochę lepiej zrobione (dla mnie kdramy właśnie po 2009, po ogólnoazjatyckim fenomenie BOF i YAB dostały kopa jakościowego).
Co do k-wersji:
mogli sobie darowac crash jeremiego
Oj, był to watek mega ważny ówczesnie z paru powodów
nie podoba mi sie w ogole sylwetka Shin Woo i jego proby zdobycia Gemmy
I o to chodziło
świetne przedstawienie popularnego wówczas wątku Jestem Taki Fajny, Pomagam Bohaterce Bo Mi Się Podoba, Ale na Własnych Warunkach
i w zestawieniu z główną relacją ShinWoo to kawał drania był w sumie (nie zdradził, że zna sekret Gemmy, dla własnej przyjemności! to go w sumie skreśliło od początku i dotąd pamiętam poczucie satysfakcji, jak go zostawiła na środku ulicy
EDIT: to jest wczesny przykład na bardzo konkretny acz chyba nie do końca zamierzony motyw, chociaż jestem Siostry Hong o wiele podejrzewać
"jak na szczęście udało się uniknąć Fajnego Faceta" (dodge the Nice Guy).
HT jednak z typowego "mrocznego bad boya" został podkręcony w stronę "rozsądnej osoby w tym chaosie - ma cel, konkretne zadania do zrealizowania, jasno to artykułuje i z pewna rezygnacją toleruje odloty ekipy wokół - która mimo traum i ogólnego pogniecenia emocjonalnego - Bo Matka/Ojciec - jest pomocna, wspierająca i jest po równo sympatyczna/złośliwa wobec osób bez względu na płeć".
Więź z Bohaterką, co jest warte zauważenia, nie była budowana na fascynacji fizycznej, jak z SW, tylko na linii demiseksualnej, a wręcz demiromantycznej - Gemma u niego punktuje głownie w ramach jej działań, a konkretnie "oddania sprawie" czyli zespołowi - on serio docenia jej wkład a nie tylko klepie po główce i się zachwyca, bo taka urocza jest
I odwrócenie relacji na koniec - HT jako postać nie ma problemu z dostrzeżeniem, gdzie jest problem i źródło kryzysu emocjonalnego Gemmy. I nie udaje, że go nie dostrzega po tym, jak nabroił ale tez miał prawo emocjonalnie zareagować na sytuację).
Jak się przyjrzeć, to jeden z najmniej toksycznych na koniec bohaterów w dramach - jest dojrzały na tyle, aby wiedzieć, że świat nie obraca się wokół niego.
Tak, nie jest to forma doskonała, ale znowu: na tle ówczesnych produkcji - nie tylko azjatyckich! - to jednak rzadkość.
Nawet
Coffee Prince opierał się na klasycznym wątku "bohater dojrzewa wreszcie dzięki bohaterce".
Tu mamy "dwie osoby z traumą, trochę odstające od ogółu, okazują się mieć wspólny język, wartości, etc.". Bohater na koniec nie staje się jakoś bardzo lepszym człowiekiem, bo nie musiał - był całkiem ok już na początku (rozsądnie całkiem wspierał bohaterkę przez cały czas mimo tego, że- kaman - był głównym poszkodowanym w efekcie jej wybryków przez pierwsze 50% serii...).
Przemianę pod tym względem - dorośniecie - przebył raczej Jeremy, a o Shin Woo zmilczę
Ja nie wiem, swoja drogą, jaki jeszcze bohater tyle wycierpiał przez główna bohaterkę od pierwszego docinka
Ok, zarazem już tę ponad dekadę temu dostrzegałam problem podstawowy, o kórym wyżej rozmawiałyśmy: przezroczysty bullying w relacjach miedzy bohaterami...
I też na typ relacji zwykle zachodzący miedzy starszym-młodszym w hierarchii zwalam większość zachowań niefajnych, jakich HT się dopuszczał wobec MN/Gemmy (znowu: bez podtekstu podziału na płci! to ShinWoo bezczelnie dopuszczał się wykorzystywania sytuacji...).
I jesli już, to był to... no... relacja jak z Kojot i Struś Pędziwiatr
Plus: bohater nie był bezpośrednim źródłem cierpienia bohaterki, a Gemma tez scenariuszowo nie została poddana wielkiej traumie z jego winy - problemem byli Rodzice i ogólnie Ci Dorośli (kłamiący, manipulujący, ograniczeni) oraz Tajemnica z Przeszłości.
Dla mnie to mocno przemyślany scenariusz i realizatorzy, którym się udało to wybalansować w całości...
Ikemen... po prostu dla mnie wytracił mnóstwo z tych subtelności (ekhm, choćby Katsuragi jako postać bardziej był jak niedoogarnięty emocjonalnie Tsukasa).