Za mną
"Bezwzględne kreatury", czyli pierwszy tom serii Królowe i potwory, krążącej wokół mafii irlandzkiej i rosyjskiej.
Nie lubię wątku mafii, ale akurat sposób podania jej przez autorkę, jest dla mnie zjadliwy. Nie jest to jakieś arcydzieło, ale na odmóżdżenie nadaje się idealnie. Jest sporo humoru (czasami dość absurdalnego), bohaterowie są całkiem sympatyczni i można ich polubić. Historia też nie jest najgorsza, a akcja nie pędzi jakoś wielce.
Kage, jak to bohater w takich książkach, z jednej strony jest twardy i brutalny, ale dla swojej ukochanej odsłania inną twarz.
Natalie z kolei dopiero przy nim odkrywa siebie jako kobietę i to, jaka jest naprawdę.
Oczywiście na uwagę zasługuje Sloane, przyjaciółka Nat i która jest bohaterką kolejnej części. Ich rozmowy nie raz doprowadzały mnie do wybuchów śmiechu.
Szkoda, że autorka odeszła od koncepcji romansów slow-burn. Tu mamy pożądanie wiszące w powietrzu od pierwszego spotkania bohaterów i w sumie zastanawiam się, na czym opiera się ich "wielka miłość". Wielkie pożądanie? Tak. Ale miłość? Niekoniecznie.
Ostrzegam - jest tu dużo seksu (i to czasami dość ostrego). Więc jak ktoś nie lubi, to radzę nie sięgać.
Ode mnie 6/10. I sięgam z chęcią po następną część, bo mam ochotę dowiedzieć się, co Sloane zgotuje swojemu wybrankowi