Przeczytałam 1. tom serii
Green Creek Wolfsong i zaczęłam 2. czyli
Ravensong, chociaż zaczęłam od 3.
Wydawane w latach 2016 - 2020.
Fantastyka w duchu: wizja współczesności bliżej niedoprecyzowanej - nie padają nazwy krajów, miast, a nazwy stanów bardziej jako... oddanie atmosfery, klimatu, charakteru lokalnej społeczności, np. Green Creek to miasteczko w Oregonie, więc znajomo.
I tak, to jest romans z mocnym wątkiem przygodowym - główny wątek to zdecydowanie budowanie relacji przez w sumie 10 lat między parą głównych bohaterów w kontekście mocno potrząsających bohaterami wydarzeń.
To też NA ze scenami 16+ (wyraziste opisy ale pozytywne ogólnie przedstawienie seksu).
Motyw główny: nasz świat równolegle zamieszkany przez społeczność wilkołaków ("wilki") i czarownic.
Fabuła raczej prosta:
"nam", ukrytym przed zwykłymi ludźmi, zagrażają "starzy znani wrogowie", krew za czyny ojców spadnie na nas, blablabla, a w tle czyha Prawdziwe Niebezpieczeństwo plus "kto jest prawdziwym sojusznikiem w tym układzie".
Rasizm trochę bardziej odczuwalny chyba niż queerofobia, ale tu w tej konkretnej fabule ogólnie ten problem nie jest pierwszoplanowy: wilkołaki są z założenia fluidowe, a problemy z tożsamością przebiegają bardziej na linii przynależności do sekretnych społeczności ("wilki" i czarownice nie obnoszą się i ogólna polityka opiera się na ukrywaniu przynależności przed "zwykłymi" ludźmi... aczkolwiek to nie jest jakaś mega żelazna zasada).
Autor to T.J.Klune. Facet identyfikuje się jako osoba queer, więc tu mamy do czynienia z romansem mlm pisanym przez geja. Przyznam, że po intensyfikacji lektur mlm popełnianych przez i dla cis-hetero odbiorców raczej płci żeńskiej była to miła odskocznia...
Tom 1. to historia Oxa, trochę powlnego pozornie nastolatka, którego opuścił ojciec, i Joe'go, 11-letniego dzieciaka, który z niewiadomych dla Oxa względów, wybrał go jako najlepszego przyjaciela... I którego rodzina jest z tego powodu mega zadowolona (no ale jak się dowiemy, w jakim stanie Joe był zanim spotkał Oxa... no... ). Fabuła to w sumie kolejne 10 lat wypadków różnych... Tak, w tym układzie to Joe i rodzina Bennettów to "ci inni".
Tom. 2 to z kolei szybsza narracyjnie opowieść o Gordo, honorowym opiekunie vel starszym przypinanym bracie Oxa. I lokalnym czarowniku ze skomplikowanymi powiązaniami z klanem Bennettów. Szczególnie Jednym z nich... Początek ma miejsce bezpośrednio po zakończeniu tomu 1. ale mamy do czynienia z retrospekcjami i poznaniem kontekstu wydarzeń, sięgając ponad 30 lat wstecz...
Tom 3. to będzie jazda, bo tu mamy do czynienia z poznanym w poprzednich częściach Robbiem Fontaine, którego my czytelnicy znamy, ale on sam... w każdym razie spotykamy go na początku daleko od Green Creek...
I w końcu tom 4.: wracamy do początków na wielu różnych poziomach... A w centrum będzie Carter Bennett, brat Joego.
Nie jestem mega fanką pierwszoosobowej narracji, ale tu przełknęłam. Może dlatego, że nie jest standardowa.
Nie ma wiele trudniejszych narzędzi niż powyższe w konstrukcji opowieści i zadziwia mnie, jak popularna jest to obecnie forma w mainstreamowej popliteraturze, z koszmarnym skutkiem w 99% wypadków, z którymi się zetknęłam
Nie jestem tez mega fanką motywu "wybrańca", innego niż wszyscy, cudownego dziecka.
Tu to przyjmuję, a tom 1. nie udziela odpowiedzi na wszystkie pytania, więc chętnie się dowiem, o co chodzi na dłuższą metę.
Ponieważ jak najbardziej, mamy do czynienia z Tajemnicą, chociaż - na plus - nie widać w sumie, jaką, nawet wyraźnie w 1 tomie.
Ale też autor całkiem zgrabnie zatacza krąg w konstrukcji... elementy piątoplanowe z części pierwszej faktycznie mają znaczenie coraz większe w kolejnych.
Tak, klasyczne zagranie, a znowu: subtelne, przemyślane jak styl narracji.
Nie jestem fanką romansu dzieciaków - z paru powodów nie tylko literackich. W tym cyklu jak na razie przyjmuję tę konwencję (bohaterowie 1. tomu poznają się w wieku 11 vs 16, a 2. w sumie znają się od urodzenia, ale też mamy faktyczne pierwsze oznaki w przedziale 11 vs 14 - i tak, przynajmniej jeden z nich "wie" ). Nie ma co chować głowy pod poduszkę, nawet bez fantastycznej otoczki uczucia rodzą się na różnych etapach naszego życia.
Nie jestem fanką większości opowieści o społecznościach wilkołaczych - powiedzmy, że dynamika budowana w ich ramach i zależności to nie moja bajka (alfy vs bety/omegi... ale też nie moim kinkiem jest motyw podporządkowania/dominacji). I wciąż u Klune to nie jest coś, co mnie uwiodło, ale jak wyżej: akceptuję na potrzeby powieści, parę rozwiązań mi się podoba i jestem ciekawa, co dalej.
Tu faktycznie opowieść skupia się na emocjonalnym dojrzewaniu, zderzaniu z traumatycznymi wydarzeniami, a przede wszystkim - trudnymi cudzymi decyzjami i byciem zmuszonym do zmierzenia się z nimi. Co jeszcze bardziej już teraz widzę w tomie drugim (mroczniejszym, bardziej moralnie szarawym, ale i bohaterowie mają pod 40 a nie naście lat
A ponadto nieźle rozgryza - w fantastycznych realiach - motyw emocjonalnych powiązań i zależności w grupie... Trochę sekciarsko a zarazem właśnie z problemami potencjalnego mimo wszystko "kultu vel watahy" się rozprawia...
Bo, jak to bywa u pisarzy płci męskiej, na koniec oczywiście mocny będzie motyw rozprawienia się z figurą ojca / autorytetu...
Nie ma jak samiec-alfa... ALe też u Klune alfą spokojnie mogą być tez kobiety o nikt okiem nie mruga.
Każdy z bohaterów ląduje w sytuacji zmierzenia się z cieniem autorytetu, a co fajne - niekoniecznie w kluczowym układzie z tą figurą ojca, o której była mowa na początku...
I jestem ciekawa, czy tu autorowi w cyklu się uda faktycznie przejść katharsis
Tom 1. w sumie polecam, takie mocne 7/10, ale trzeba mieć nastrój na styl narracji