No i przeczytałam
Return to Christmas http://anne-stuart.com/works/return-to-christmas/Paranormal z podróżą w czasie z nowojorskiego 2020 roku przedCovidowego do Nowego Jorku 1947, wielką reklamą domu handlowegoMacy's w sumie, ale taką właśnie uroczo nienachalną
oraz... no właśnie.
Na paruset stronach dużym drukiem
bardzo sensownie jak na wymogi klasycznego bardzo romansu upakowane zostało rzeczy dużo:
#metoo, policyjną korupcję, miłość do czarno-białych filmów świątecznych epoki Złotego Hollywood, niechęć do serialu Mad Men, bohaterkę w początkach depresji, rasizm (tak, ucieszy wszystkich przywiązanych do realiów historycznych, że narracja ma zero kolorowych bohaterów, a ci biali wyjaśnią wprost, dlaczego), klasizm, molestujące białe bogate kobiety, PTSD (zespół stresu pourazowego), jak kiedyś kobiece zawody były bardzo męskie, "wszyscy Irlandczycy są do siebie podobni i pracują w policji", straumatyzowanego ostro bohatera, socjopatę-rasistę-seksistę-antysemitę a w sumie kolesia "dla mnie wojna mogła trwać wiecznie", to, że każde miejsce pracy ma swoją Ratchett, św. Mikołaja, takiego prawdziwego, dlaczego KKK używał białych prześcieradeł, samotność w korporacyjnym świecie, satysfakcjonujący seks, rozmowę o antykoncepcji, mocny angst i od hohoho innych rzeczy.
Ale chyba najważniejsze: wyobrażenie o własnych potrzebach i fantazjach oraz prawo do wyboru w sumie problematycznego "bo dlaczego nie".
Do ostatniej chwili zastanawiałam się, gdzie na koniec wyląduje bohaterka, bałam się tego wyboru, a jednak końcówka była satysfakcjonująca. To chyba na plus dla książki
To bardzo fajna próba pogodzenia zasad klasycznego romansu łącznie z elementem "gdzie ci prawdziwi mężczyźni sprzed lat" ze współczesnymi wymaganiami wobec gatunku. Mam tylko zastrzeżenie do jednego wątku, ale jako punktu wyjściowego dla rozmowy bardziej niż skazy konstrukcyjnej.
Zgrabna opowieść na listopad: posthalloweenowy paranormal z atmosferą już prawie świąteczną.