No normalnie muszę, bo inaczej się uduszę. Jestem zakochana w Yong-siku, głównym bohaterze "Kamelii". Z każdym kolejnym odcinkiem i każdą jego minutą coraz mocniej. I to już nawet nie chodzi o to, że w dalszym ciągu uważam go za uroczego głupka
.
Bo już go za takiego nie uważam. Poważnie, mam wrażenie, że ten facet przeszedł praktycznie całkowitą przemianę na przestrzeni tych siedmiu odcinków z kawałkiem, które już za mną. No dobra, może nie taka faktycznie całkowitą, ale na pewno bardzo dużą
.
Z początku te jego podchody w stronę Dongbaek były po prostu urocze. Ale w zasadzie nie szło za nimi jakoś dużo więcej. Ot, chłopak robił do niej maślane oczka i tyle. Ale kiedy okazało się, że życie jego ukochanej może być zagrożone...no, stanął gość na wysokości zadania
.
Ale zacznijmy od czegoś innego. W życiu głównej bohaterki w zasadzie nigdy nie działo się jakoś szczególnie dobrze. Wobec tego nie ma raczej niczego dziwnego w tym, że kiedy zauważyła ona, że zainteresowany jest nią naprawdę spoko facet, no to trochę się jednak wystraszyła i zaczęła mu tłumaczyć, że w jej życiu wydarzyło się zbyt wiele złych rzeczy, że nie chciałaby go mieszać w swoje problemy, że "chciałaby ruszyć dalej, ale z osobą, która nie zna jej przeszłości, żeby mogła chociaż udawać, że ta przeszłość nigdy nie miała miejsca". Nawet nie wyobrażacie sobie, jak strasznie podobają mi się reakcje tego chłopaka w takich momentach
.
Bo Yong-sik nigdy się nie wścieka. Nie rzuca się, nie próbuje jej w żaden sposób zakrzyczeć. Po prostu grzecznie wysłuchuje całej jej wypowiedzi. I dopiero później, spokojnie i powoli, stara się rozwiać jej wszelkie obawy. No i wbić jej do głowy świadomość, że ona również jest wartościowa
.
A kiedy tylko na horyzoncie pojawia się kolejny kłopot, Yong-sik po prostu go rozwiązuje. Metodycznie i bez zbędnego rozwodzenia się nad tym. Właściciel budynku, w którym mieści się bar, napastuje jego ukochaną? Żaden problem, chłopak bez cienia zawahania daje mu w pysk. A później jeszcze stara się przekonać wszystkich, że nie warto w tę sprawę mieszać Dongbaek, bo tak naprawdę to nie o nią poszło. Jego matka nie jest jakoś szczególnie zachwycona tym związkiem? Trudno, niefajnie się kłócić z mamą, ale to w dalszym ciągu jest jego życie. Zupełnie nieoczekiwanie w życiu głównej bohaterki znowu pojawia się jej mama i na dodatek okazuje się, że ma demencję? Spoko, roztoczenie nad nią troskliwej opieki to też nie będzie dla niego jakiś szczególnie wielki wyczyn. I tak dalej i tak dalej
.
Ale szczególnie w serce zapadły mi w sumie cztery sekwencje:).
Pierwsza to była ta, w której syn głównej bohaterki mówi Yong-sikowi, że go nienawidzi, ponieważ nienawidzi absolutnie wszystkich facetów, którzy kręcą się przy jego mamie. No i nie ma mu się w sumie co dziwić. Wcześniej spora część z tych interakcji najprawdopodobniej nosiła znamiona jakiejś formy napastowania, więc chłopaczek martwi się na zapas. A jak na jego słowa o bezpodstawnej nienawiści reaguje nasz główny bohater? Nie wybucha, nie nazywa Pil-gu bezczelnym gówniarzem. Po prostu uśmiecha się radośnie i życzy chłopcu kolorowych snów
.
Druga to zdecydowanie ta, w której Yong-sik przygotował dla Donkbaek niespodziankę urodzinową. Nie będę się rozpisywała, jaka dokładnie była ta niespodzianka, ale...chłopak naprawdę dokonał czegoś absolutnie niemożliwego. A na zrobienie wszystkiego miał może z kilka godzin. Normalnie przygotowanie czegoś takiego zajęłoby człowiekowi przynajmniej kilka dni. A być może nawet i tygodni
.
Trzecia to męska rozmowa z Kangiem, byłym chłopakiem Dongbaek i ojcem Pil-gu, która odbyła się w siódmym odcinku. Progres widać szczególnie mocno w momencie, kiedy porówna się tę rozmowę z pierwszą, która miała miejsce pomiędzy tymi dwoma panami. W tej pierwszej Yong-sik został nam ukazany jako zapalony fan, który totalnie stracił głowę na widok swojego idola. Co mogło być wręcz nieco irytujące dla widza. Ale w tej, o której ja mówię...no po prostu miodzio. Yong-sik od razu twardo zaznaczył, że Kang nie ma prawa mówić, że życie Donkbaek było niewiele warte tylko i wyłącznie dlatego, że ta musi ciężko pracować, żeby zarobić na chleb, nie ma super wypasionego domu, ani nawet najskromniejszego samochodu. Od razu powiedział mu też, że nie ma prawa mieszać się w życie swojej byłej dziewczyny, ponieważ nie było go przy jej boku w tych chwilach, w których najbardziej go potrzebowała. Podobnie jak nie ma prawa nazywać się ojcem Pil-gu. W końcu do tej pory był nieobecny w życiu chłopca. I widocznie zbyt mało starań włożył w to, żeby odnaleźć Dongbaek, skoro spotkał się z nią zupełnie przypadkiem po ośmiu latach rozłąki
.
No i w końcu czwarta scena. Ta, w której Dongbaek musi samotnie przejść przez alejkę zaraz po tym, jak Joker włamał się do "Kamelii". To znaczy nie musi iść tamtędy tak zupełnie sama, ale bardzo chce to zrobić. I ogólnie rzecz biorąc, stara się zgrywać twardą i dzielną. Cierpliwie tłumaczy Yong-sikowi, że przecież da sobie radę. Bo w końcu jest środek dnia. W dodatku on i tak nie zawsze będzie w stanie za nią łazić. A kiedy jej nie będzie, on powinien się zająć przemalowaniem ściany na szybko, żeby jak najmniej osób zobaczyło wiadomość, którą zostawił dla niej morderca. Yong-sikowi tak średnio podoba się pomysł puszczenia kobiety samopas dokądkolwiek, ale nie wywiera na niej przesadnej presji. Nie przytłacza jej swoją nadopiekuńczością. Upewnia się, że jego ukochana jest w stu procentach przekonana, że to jest dobry pomysł, a później po prostu ją puszcza. Bez odstawiania jakichś wielkich cyrków. I wprawdzie przez cały czas dyskretnie za nią podąża, ale jednocześnie nie dyszy jej w kark. Tak naprawdę interweniuje dopiero w momencie, w którym zauważa, że kobieta utknęła w tunelu. Dosłownie skamieniała ze strachu, bo w kącie zobaczyła jakiegoś bezdomnego pijaczka. Później idą już razem. Dongbaek papla coś o tym, że w ogóle się nie boi, bo w zasadzie nic takiego się nie wydarzyło, ale Yong-sik zauważa, że strasznie mocno zaciska ona pięści. I pomimo tego, że kilka odcinków wcześniej powiedział jej, że wcale nie musi w jego obecności odgrywać słabego kwiatuszka, gdy tak naprawdę jest silną tygrysicą, to teraz nakłania ją, żeby się zatrzymała i tłumaczy cierpliwie, że rzeczywiście uważa ją za bardzo dzielną. Ale nawet najdzielniejsza osoba na świecie potrzebuje mieć wokół siebie sprzymierzeńców. I nie ma w tym absolutnie niczego złego. A na dodatek on bardzo chce uchodzić za jej najwierniejszego sprzymierzeńca, więc tym bardziej nie powinna się zastanawiać, czy zaakceptować jego wsparcie, czy nie.
I teraz niech mi ktoś powie, że to nie jest najsłodszy facet na świecie. W ogóle byłoby mi bardzo miło, gdybyście podzieliły się ze mną swoimi różnymi spostrzeżeniami na temat "Kamelii", jeżeli tylko miałyście okazję obejrzeć ten serial
.