Dorotka napisał(a):I tak pewnego razu babcia upitrasiła duży gar gołąbków i cieszyła się, że ma obiady na kilka najbliższych dni, a mój dziadek [rozkoszniaczek] wpadł po pracy z koleżkami i do wódeczki pożarli wszystkie gołąbki. Do dziś opowiadamy sobie w rodzinie tę historię w formie anegdoty i zawsze wywołuje ona u nas szeroki uśmiech.
Dorotka napisał(a):bardzo często zastanawiam się nad tym, jak nasze babcie i prababcie radziły sobie z kucharzeniem. I to nie tylko tym świątecznym, ale przede wszystkim takim codziennym, najzwyczajniejszym w świecie. Nie miały miksera, elektrycznej maszynki do mielenia mięsa, nie mogły sobie w sklepie zażyczyć, żeby im mięso zmielili na miejscu, śledzie były całe z beczki i trzeba je było dobę moczyć, żeby sól gęby im nie wypaliła, nie i nie były odfiletowane, więc i roboty przy nich więcej. Jedna z moich babć robiła przepyszne gołąbki z mięsem, cała rodzina się nimi wprost zażerała, ale żeby je zrobić musiała pójść na ryneczek po mięso, potem ręcznie zmielić je w maszynce do mięsa, obsmażyć na węglowej kuchni, a potem długo gotować. Przypuszczam że zajmowało jej to pół dnia. I tak pewnego razu babcia upitrasiła duży gar gołąbków i cieszyła się, że ma obiady na kilka najbliższych dni, a mój dziadek [rozkoszniaczek] wpadł po pracy z koleżkami i do wódeczki pożarli wszystkie gołąbki. Do dziś opowiadamy sobie w rodzinie tę historię w formie anegdoty i zawsze wywołuje ona u nas szeroki uśmiech.
ewa.p napisał(a):
Wiesz,do wszystkiego się można przyzwyczaić,tym bardziej,gdy nie zna się lepszego sposobu(bo np.wszyscy maja podobne warunki),wtedy robisz,co musisz.Zupełnie inne odczucie byłoby gdybyśmy musiały zrezygnować teraz w wszelkich wygód,które dla nas sa oczywiste i żyć,tak jak żyło sie dawniej
Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 1 gość