Sarah Morgan "Bezsenność na Manhattanie"
Paige jako nastolatka kochała się Jake’u, najlepszym przyjacielu swojego starszego brata Matta. Kiedy jednak złamał jej serce i brutalnie pozbawił złudzeń, dziewczyna postanowiła ograniczyć kontakty z Jake’em do minimum. Ułożyła sobie życie. Wraz z przyjaciółkami – seksowną optymistką – Evą i nieufną Frankie mieszka i pracuje jako organizatorka przyjęć w Nowym Jorku. Kiedy wszystkie trzy dziewczyny zostają zwolnione, postanawiają założyć własną działalność. Niestety, to nie jest tak proste, jak się z początku wydawało. Paige decyduje się więc zrobić coś, czego z całego serca nie chce, a mianowicie – poprosić o pomoc Jake’a, o którym wolałaby zapomnieć, a który jest teraz odnoszącym sukcesy biznesmenem i bardzo seksownym mężczyzną.
„Bezsenność na Manhattanie” to pierwsza część cyklu o grupie przyjaciół z Nowego Jorku. Autorka więc serwuje całą masę opisów miasta i jego charakterystycznych punktów. W tej książce czuć ducha dużego miasta, gdzie ciągle coś się dzieje.
Sarah Morgan przez lata pisała historyjki dla Harlequina i to czuć w tej książce. To taki rozbudowany na 350 stron HŚŻet. Bohaterka to lekko stłamszona dziewczyna, która marzy o wzięciu życia we własne ręce. On jest obrzydliwie bogaty i przystojny jak każdy męski bohater hq, z powodzeniem kieruje firmą w branży IT. Praktycznie wszyscy bohaterowie są piękni, młodzi i bogaci. Co nie znaczy, że to bardzo przeszkadza. W zasadzie wszystkie postacie są sympatyczne. Zwłaszcza nierozłączne trio: Paige, Eva i Frankie. Podobała mi się ich relacja. Jake trochę mniej mi przypadł do gustu, zwłaszcza na początku książki wydawał się być samolubnym dupkiem. Dopiero w trakcie rozwoju fabuły okazało się, że ma to przyczynę w jego dzieciństwie.
Akcja bardzo długo się rozkręca. Na początku trochę się nudziłam i książka mi się dłużyła, bo historia skupiała się na trzech przyjaciółkach i ich problemach. Dopiero po połowie wątek miłosny głównej pary nabiera tempa i książka zaczyna wreszcie przypominać romans.
Na pierwszą scenę pocałunku i macanka trzeba czekać prawie do połowy książki. Na pierwszy seks bohaterów jeszcze dłużej ale kiedy już te sceny nastąpiły, to były naprawdę dobrze napisane i emocjonujące.
Podobała mi się lekkość stylu autorki i miejska sceneria. Ta książka ma swój urok i fajny klimat ale na pewno nie jest to historia, którą zapamiętam na długo. Miałam chwilami wrażenie, że autorka nie wiedziała czy ma pójść w stronę chick-litu, czy jednak skupić się na romansie. Całość wydała mi się przez to troszkę niespójna, niemniej nie było źle. Było całkiem przyjemnie i poza kilkoma dłużyznami, dość szybko się czytało. Dla mnie 7/10.