Skończyłam trzeci tom serii:
I mam mieszane uczucia. Bo z jednej strony, historia się dopięła w logiczny sposób i właśnie takie zakończenie kupuję. Główny bohater jest dobrze napisany, jest wiarygodny psychologicznie, spójny, konsekwentny, nic nie zgrzyta. Bardzo romantyczna postać, z odpowiednią głębią, jedyna rzecz, że to byłby idealny wręcz materiał na bohatera tragicznego. Wrzucony do romansu, gdzie warunkiem sine qua non jest HEA, traci nieco na tejże głębi. Nie mam problemu z trzynastoletnim Ewanem ani z Ewanem z końcowej części książki. Zgrzytem jest Ewan z dwóch pierwszych tomów, bo choć jego zachowanie doskonale wpisuje się w wizerunek bohatera tragicznego, to już do HEA przechodzi zbyt szybką drogę. Coś tu narracyjnie nie zatrybiło.
Nie do końca natomiast kupuję główną bohaterkę i jej profesję. Nie ta epoka, jesteśmy wszak w wiktoriańskim Londynie, idea domu publicznego dla kobiet jest dość egzotyczna, zwłaszcza jeśli, jak się w pewnym momencie dowiadujemy, niektórzy mężczyźni z wyższych sfer wiedzą o jego istnieniu. Mało prawdopodobne, by taki przybytek mógł się bezproblemowo utrzymać. Ale nie tylko to mi zgrzyta w postaci Grace. Chyba nawet bardziej przeszkadza mi jej niezdecydowanie, to, że nie wie, czego chce, czego potrzebuje, że nie potrafi sobie tego ułożyć, ma zbyt mało autorefleksji jak na osobę w tym wieku i z takimi przejściami.
Reasumując: jakieś 7/10, co ciekawe punktacja zawdzięcza Ewanowi zarówno wysoką notę, jak i przynajmniej jeden odjęty punkt. To zdecydowanie nie jest najlepsza seria autorki.