Janko - na sto procent jest kwarantanna dla egzemplarzy
Hm, u nas chyba 3-dniowa...
Bryła słuszna, chociaż mam nadzieję, że w praktyce i opierając się na doświdczeniu okolicę się odbetonuje trochę, więcej drzew w przestrzeni, a trawniki co najmniej łąkowe, bo będzie patelnia
A przystanek komunikacji miejskiej blisko?
Klarek - ja wiem, że to utopia na dzień dzisiejszy w znacznym stopniu
z bardzo wielu powodów.
No i też inna kwestia "sytuacja kryzysowa - wypracowujemy rozwiązania" a co innego "dzień jak co dzień"
I tak, też od strony technicznej, także w nowych/zmodernizowanych budynkach.
Martwi mnie, że w ramach "walki z kryzysem" i "oszczędności", zetnie się wszystko jeszcze bardziej
Optymalizacja już od lat ma zły wydźwięk w tej sferze.
No jeśli Warszawa radośnie ścina budżet edukacyjny z tej okazji... Rany...
***
Ja jestem po prostu fanką obecnie rozwiązań "dużo ludzkich pracowników" a robotyzacja
- opisana przez Jankę - w minimalnej ilości.
Uważam, że biblioteki powinny być miejscem, gdzie z ekipą właśnie można porozmawiać - i informacyjnie o książkach/wypożyczeniach, i jako forma kontaktu społeczności lokalnej, no i i mediateka, i punkt po części bezpłatnych usług (nie tylko dostęp do sieci i sprzętu, ale i np. limitowane druk/skanowanie etc.).
Idealnie by było, gdyby pracownicy też byli lokalni (i swoja drogą stąd sens większej liczby nawet małych filii), bo to wtedy inna dynamika wszystkiego.
Popularny system zwrotów (i wypożyczeń) wspomnianych przez Jankę działa w wielu bibliotekach i u nas, i super, o ile oznacza odjęcie mechanicznej pracy bibliotekarzom, a nie powód dla zmniejszenia liczby pracowników.
To się sprawdza także w systemie zewnętrznym, np. możność oddania (a także odebrania) książki w godzinach zamknięcia biblioteki, szczególnie w mniejszych filiach obejmujących większy teren, gdzie dojazd bibliotekarza to kolejne godziny z czasu nie-pracy (nie wspominając w naszym kraju jeszcze kwestii bezpieczeństwa po zmroku, czyli odpowiedź, "dlaczego w naszym kraju biblioteki nie mogą być otwarte dłużej").
Ja swoją drogą im starsza jestem, tym bardziej wierzę, że - jeśli chodzi o książki, czytelnictwo i całą infrastrukturę związaną z czymś kiedyś nazywanym "walką z analfabetyzmem pierwotnym i wtórnym"
a) nie wszystko jest w polskiej sieci,
b) a jeśli jest, to nie jest łatwo większości znaleźć (bo trzeba i mieć czas, i umieć),
c) no i z dostępem do sieci w praktyce jest bardzo różnie, a wręcz słabo zbyt często,
d) chociaż sam dostęp niczego nie załatwia - dla nas, korzystających z książek i często, i rzadziej, a w szczególności dla dzieci i młodzieży, na dłuższą metę bardziej by się przydały łatwo dostępne księgarnie i biblioteki w realu.
To jak ze zdalnym nauczaniem: jako umiejętność do opanowania i w sytuacji kryzysowej tak, ale koncepcyjnie jest wbrew samej idei edukacji
Ogólnie jesli chodzi o wirtualne czytelnictwo - kierunek mi nie odpowiada (znaczy: totalnie jestem zwolenniczką ebooków etc., ale to inna kwestia).