joakar4 napisał(a):"Lucian" Bethany - Kris
Jak raczej unikam książek o mafii (zwłaszcza polskich ), tak ta mnie zaciekawiła. I muszę przyznać, że jest całkiem niezła. Trochę mi pod koniec przeszkadzało nagromadzenie scen erotycznych, ale to w sumie jedyny zarzut. Pozytywnie zaskoczyło mnie też, że autorka opisała trochę 'pracę' mafioza. Nie mam na myśli tego, że kogoś zabija i ogólnie jest zły i mroczny, ale krótko pokazała jak prowadzi interesy, że ma też legalne firmy, itp.
W serii będą jeszcze dwa tomy o braciach głównego bohatera.
4/6
Papaveryna napisał(a):A ja myślałam, że to zagraniczna autorka. O ja głupia, dałam się zwieść
******************************************************************
Pierwsze spotkanie z Penelope Ward zaliczone. I jakie płyną z niego wnioski? Sama do końca nie wiem.
Jak już nieraz wspominałam - coraz ciężej o to, bym została czymś zaskoczona przez romans. Tutaj również takie wydarzenie nie miało miejsca. Historia Raven i Gavina kojarzyła mi się mocno z telenowelami, które oglądałam razem z mamą w dzieciństwie. Syn bogatego państwa zakochany w służącej, zła matka antagonizująca ich związek, szantaże, rozstania, złamane serduszka. Myślę, że większość z Was zna te klimaty i nieraz kibicowała Luz Maryi, czy innej Milagros
Książka została podzielona na dwie części. W pierwszej bohaterowie mają po 20 lat, poznają się, kiedy on wraca do domu na wakacje, a ona akurat dorabia sobie pomagając matce, która służy u nich w domu. Między młodymi wybucha wielkie uczucie, nad którym niestety od początku wiszą czarne chmury. Część druga zaczyna się po 10 latach, kiedy Gavin powraca do domu, aby nawiedzić ciężko chorego ojca i znowu spotyka na swojej drodze Raven, która jest teraz pielęgniarką i sprawuje aktualnie opiekę nad jego staruszkiem.
Nie jestem fanką motywu zakazanej miłości, dlatego liczyłam, że bardziej przypadnie mi do gustu druga połowa książki. Jednak wcale tak nie było. Wyczekiwałam na eskalację tłumionego pożądania, awantury, burze z piorunami, a ci dwoje zachowywali się grzecznie i powściągliwie jak u cioci na imieninach. Założę się, że główni bohaterowie telenoweli zdążyliby w tym czasie wszcząć bójkę, spaść ze schodów i znacznie uszczuplić kolekcję rodowej porcelany. A tutaj tak kulturalnie. Nie spodobało mi się to!
Tak się dzieje, kiedy człowiek zaczyna oglądać zbyt dużo Warsaw Shore...
Ale powróćmy do "Dnia, w którym powrócił" Nie uważam, że to beznadziejna książka, strata czasu, życia, czy innych rzeczy. Przeczytałam ją szybko, autorka ma przyjemny styl, moje zwoje nie ucierpiały - nie mam się tutaj do czego przyczepiać. Po prostu dla mnie historia była przewidywalna i mnie nie porwała. Serio, jakby Pani Ward za inspirację posłużył zlepek scenariuszy najpopularniejszych telenowel z lat 90. Zabrakło mi też więcej ognia i temperamentu w głównych bohaterach. Za to bardzo na plus oceniam postać Weldona, który wniósł tam trochę luzu w drugiej części.
joakar4 napisał(a):Tak nazywa się seria Albatrosa, w której np. wydano Współlokatorów czy Zamianę - Beth O'Leary.
Kawka napisał(a):Papaveryna napisał(a):
Very - zaintrygowałaś mnie. Lubię telenowele.
Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 1 gość