Sol - miałam pisać podobnie do
Szuwarka ale skoro to kwestia psychicznej blokady, to nie namawiam, bo po części Cię rozumiem.
Ja tam basen lubię. Kiedyś też miałam lekkiego świra na punkcie przesadnej czystości i higieny ale trochę mi przeszło po różnego rodzaju biwakach i podróżach. Jak się jeździ w długą trasę, to na pewne rzeczy jest się narażonym i albo się przemożesz albo masz problem. Na mnie już nie robi wrażenia większość kabin prysznicowych na promach i przydrożnych toalet, choć muszę przyznać, że to co ostatnio widuję w Niemczech i Szwecji jednak mnie trochę rusza (okrutny syf, najkrócej mówiąc, w Polsce nie widziałam takiego brudu od dobrych 15 lat
). Zazwyczaj jak jest dramat, jedziemy dalej, bo w danym miejscu już nie dam rady się wysikać. "Najfajniej" jest jak pęcherz prawie pęka, a tu zima i śnieg, a wszystkie kibelki na parkingu obleśne.
Z toitoiami to do tej pory mam problem. Raz się przemogłam i weszłam, bo nie było niczego innego, podczas skoków w Vikersund.
Największy szok przeżyłam zaś w, wydawałoby się, cywilizowanej Szwajcarii, przydrożny wc to była po prostu dziura w ziemi.