Kawka napisał(a):Przeglądnęłam całą dyskusję w RKD i stwierdzam, że ja to chyba jakaś dziwna jestem, bo większości się nie podobało, a mnie tak. Ten telenowelowy dramatyzm, ten klimat, no wszystko, poza głupotą Claytona i czasem Whitney.
Kawka napisał(a):Judith McNaught "Szepty w świetle księżyca"
Kawka napisał(a):Judith McNaught "Whitney, moja miłość"
Fringilla napisał(a):Nie wiem, jakie odniosłaś wrażenie z dyskusji, jeśli chodzi o mnie, ale ja bardzo doceniałam za bycie właśnie klasycznym bodice ripperem ze śfinią w stylu jednakże już lat 80. czyli widać, że jednak romans (jako autorki, czytelniczki i ogólnie środowisko) zdaje sobie sprawę z problematyczności postaw i relacji oraz coś próbuje pokombinować, wytyczając ciekawe kierunki lat 90.: Balogh, Putney, Stuart, etc.
I tak, bujność fabularna i stylowa, spadek po latach 70., to jest też coś godnego uwagi ogólnie u McNaught
PS I jestem fanką - przewrotnie - samej Whitney. Typ bohaterki, która potrafi się jednak odnaleźć w niefajnych warunkach i zawalczyć o swoje. Nawet jeśli jej "swoje" mnie osobiście wprawia w realu w przerażenie.
Ale temu służy romans
Irka1987 napisał(a):Bardzo lubię "Whitney, moja milosc", oraz "Coś wspaniałego". Jednak moim numerem jeden jest "Krolestwo marzeń".
Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 1 gość