Dawno temu, głęboko w lesie na dalekiej Rusi, w mroku drzew żyła sobie rodzina.
Był ojciec i matka, były też dzieci. Żyli sobie dość ubogo choć szczęśliwie.
Brzmi jak początek bajki prawda?
“Niedźwiedź i słowik” dokładnie tym jest - baśnią, piękną, bogatą i pełną czających się po kątach demonów, opowiadaną dzieciom ku przestrodze. Choć nie do końca dla dzieci, chyba że tych ukrytych w dorosłym ciele.
Zakochałam się. Naprawdę nie sposób było się nie zakochać.
Ruś i to dawna, gdzie w lesie rządził leszy, a domowego ogniska pilnował domowik, przemawia do mnie. Ba! Ona do mnie szeptała, gdy zasypiałam i wcale nie dawała zasnąć wołając do czytania
To jest książka porywająca, książka, która przesiąka kawałek po kawałku do myśli i serca i zostaje tam na zawsze.
Ma w sobie coś z bajek, opowiadanych nam przez babcię, ale i też coś nowego, bardziej dorosłego. Ma w sobie tajemnicę i mrok, potrafi zasiać niepokój i strach.
Mogłabym wymieniać bohaterów, opowiadać Wam o nich, ale nie będę odbierać Wam przyjemności poznawana ich osobiście. Powiem tylko, że w tej książce mieszkają ludzie, dobrzy, źli, nieoczywiści, noszący strach na wierzchu strach i bojący się własnego cienia, głupi, ślepi, ale i o czystych sercach i mądrych głowach. Bohaterowie, którzy widzą więcej niż inni i tacy, co nie widzą nic poza czubkiem własnego nosa.
Nie wiedziałam, czego się spodziewać, nie wiedziałam, co to za książka, a dostałam
przepiękną i mądrą opowieść. Baśń, której nigdy w życiu nie zapomnę.