miałam dać znać jak się ma Bez pożegnania.
No to daję
Miałam w ogóle nie czytać tej książki. Nawet wybierając sobie następną Sheridan myślałam, żeby nie trafić na to o bliźniakach, (bo tytuły autorki, te których nie znam, mieszają się mi w głowie) otwieram książkę na czytniku - bliźniacy.
Dobra, może traf tak chciał, może trzeba sprawdzić, jak będzie źle to przecież zostawię. Z tą myślą zaczęłam czytać i przeczytałam w kilka godzin. Bo książka okazała się dobra.
Widać dla mnie każda powieść Mii Sheridam będzie co najmniej dobra
i też muszę inaczej patrzeć na oceny danego tytułu, bo 'Bez Słów' lubię niezmiennie najmniej.
Wiem, że wiele osób może się wkurzać na bohaterkę po przeczytaniu samego blurba, albo kilku pierwszych stron. Wyrodna matka, zostawiła dziecko na pół roku, jak ona mogła.
Ano mogła. I po przeczytaniu ja ją naprawdę rozumiem. W pierwszej chwili nie bierze się pod uwagę okoliczności towarzyszących i faktu,że ona tego dziecka nie porzuciła na zawsze i, że sama wtedy była jeszcze dzieckiem...
Dzieckiem po przejściach.
A szanowny tatuś wcale nie ułatwiał.
Przechodząc do tatusia. Prestona nie sposób nie lubić, chociaż miewa tak durne wejścia, że przydałoby się gościem mocno trząchnąć. Ale znów - z drugiej strony po paśmie tak traumatycznych doświadczeń na bardzo młode barki spadła taka odpowiedzialność, że nie dziwi jego zagubienie.
I można by pomyśleć, że sprawę między Lią a Prestonem załatwiłaby solidna rozmowa. Owszem ale nie do końca. Za dużo w Lii niepewności, za dużo w Prestonie dumy. Oni najpierw muszą dojrzeć i pokonać własne demony.
Dzięki takiemu przedstawieniu całości historii, ja w nią wierzę. I wierzę, że teraz już im się uda.
Cieszę się, że jednak przeczytałam Bez pożegnania. Wątpiłam w autorkę po kilku opiniach, wątpiłam w tę książkę, ale warto było. Po kolejną pozornie słabą też sięgnę, już z większym spokojem
Bo lubię Mię Sheridan