Skończyłam właśnie oglądać
i jestem zawiedziona. Sama nie wierzę, że to pisze, ale książka była lepsza. Chodzi o różne wątki poruszane w filmie, które wychodzą dosłownie znikąd i tylko osoba, która czytała książkę, wie o co chodzi. Wiadomo, że całej historii nie da się zmieścić w filmie, który trwa 2h, ale kurczę, pewne rzeczy zostały albo pominięte, albo skrócone do minimum i film traci na tym.
Pamiętacie zdjęcie Blanki Lipińskiej w sukni ślubnej i aferę z nią związaną? Okazuje się, że gra ona kuzynkę Laury, która wychodzi za mąż. Skąd o tym wiemy? Z książki, ponieważ w filmie widzimy jakieś wesele i nie wiemy o kogo chodzi.
W książce mamy pokazane relacje Laury z rodzicami, bratem, przyjaciółką, z bratem Massima, a w filmie tego nie ma. Całość wychodzi strasznie powierzchowna i pusta.
Byłam bardzo ciekawa reżyserki Barbary Białowąs i po obejrzeniu z nią wywiadu, nie dziwi mnie że tak to wszystko wyszło.
Jedyne plusy to sceny erotyczne i Michele Morrone.
Serio, ale ten facet wymiata w roli gangstera. Gdybym miała wybierać między Greyem, a Massimem, to wybór jest tylko jeden.
Każdy powód jest dobry, żeby zjeść pączka. Poza tym pączek nie idzie w tyłek, tylko od razu do serduszka i otula je warstwą ochronną.