Z panią Armentrout to u mnie bywa różnie. Polubiłam ją za jej serię NA pisaną pod pseudonimem, by potem mocno się pogniewać za serię Lux i kosmicznych przystojniaków (oksymoron nie?).
Ale z Lucyferem wiązałam pewne nadzieje.
Mroczne nadzieje. Gęste jak luizjańskie bayou. Z wątkiem paranormalnym, ostre, namiętne i seksowne jak sam Lucyfer.
Tyle, że… Nie.
Sprawdziła się tylko część. Na tyle się sprawdziła, że źle nie było, książką po pokoju nie rzucałam, nie rzucałam też siarczystymi ognistymi na bohaterów.
Było mrocznie, było luizjańskie bayou i klimacik, ale ciekawy. Można było dowalić więcej opisów, więcej dreszczyku i zagadki, a tak jest to tknięte. Takie głaskanie kotka przez rękawiczkę trochę.
Książka ma ponad 450 stron, czyli pole do popisu szerokie, można tak zagęścić akcję, zrobić thriller paranormalny, albo wyglądający na taki, można ożywić bohaterów, spowodować, że będziemy tą Julią zakochującą się w demonicznym Lucienie a jednocześnie przeżywającą pewien horror w ‘nawiedzonym’ domu. Tyle, że autorka tego nie zrobiła. Nie wiem, może nawet nie miała takiego planu, ale dla mnie potraktowała dosłownie wszystko tak po łebkach.
W momentach gdzie już zaczynałam czuć dreszczyk, jak na ten przykład opowieść Lucienia o przeszłości rodziny, zaraz wprowadzany był ktoś trzeci przerywający scenę. I ani dreszczyku ani odpowiedzi na pytania.
Natomiast zagadka i rozwiązanie wszelkich tajemnic… Czy tylko ja wpadłam na to gdzieś w połowie? Mam żal (znów, to się robi nudne nie uważacie?) do autorki, że tak to pociągnęła i nie mogła mi na koniec szczęka opaść.
Sam romans… Tu połowicznie się tylko przyczepię. Początek znajomości mógł być inny, chociaż z charakteru Lucyfera wynika idealnie, że on tak zaczynać lubi. Do Julii to nie pasowało ale w tamtych okolicznościach jej wybaczam, natomiast rozwój ich relacji jest dość dziwny.
Mało ze sobą czasu spędzają, ale ich do siebie ciągnie. Trochę irracjonalnie, przez tą ilość czasu, ale też dzięki temu nie jest na hura. Krążą wokół siebie, powoli, krok po kroczku (pomijając początek
) i to jest dobre, inne i odświeżające.
Gdyby tę książkę przerobić na thriller z wątkiem romansowym byłaby naprawdę super. W obecnej formie to nie jest ani dreszczowiec, ani thriller, ani romans, ani obyczaj. Nie wiem co to jest
Ale na tyle zaciekawił mnie Gabe i Dev, na tyle Armentrout lekko pisze, że po drugi i trzeci tom prędzej czy później sięgnę