Tak, czekam na Star Wars: The Rise of Skywalker / Skywalker. Odrodzenie.
Milard powodów.
Ale przyznam, że też ze względu na postać Kylo Rena, który i Edwarda Cullena, i Christiana Greya, i wszystkich bohaterów Palmer maksymalnie strąca z piedestału jako toksycznego bad boya (a fuj) godnego naszych milenialnych czasów.
Kiedyś popełnię esej "Kylo Ren jako post-neo-gotycki bohater romansowy, którego nie powstydziłaby się Anne Stuart".
Rany, jak ja mam nadzieję, że w tej ostatniej części koleś zginie śmiercią marną...
Niech go spotka coś gorszego niż Stuartowskie wiosło...
PS a zarazem do końca żywota swego będę wdzięczna za stworzenie tej postaci (i całej reszty też
bo kurcze taki wysyp tak świetnych fanfików przez ostatnie dwa lata, że łał
Tu upatruję młodego, współczesnego nurtu dobrego romansu, a nie w romansach głównonurtowo-harlekinowych
Że też to takiemu megakorpojak Disney się musiało udać...