Za
"Kasztanowego ludzika" zabrałam się po męczącej i trwającej w nieskończoność lekturze "Wiedźmiego drzewa". I bardzo dobrze zrobiłam, ponieważ ta książka rewelacyjnie rozruszała mój zaśniedziały mózg.
Nie miałam pojęcia, że aż tak mi brakowało śledztwa i powalonego seryjnego mordercy! Chyba zamiast brodzić w tych wszystkich thrillerach psychologicznych, faktycznie powinnam pójść w bardziej kryminalne rejony.
"Kasztanowy ludzik" naprawdę przypadł mi do gustu. Nie nudził mnie, szybko mi się go czytało i przede wszystkim ciągnęło mnie, by czytać dalej. Nie odstręczał mnie fakt, że książka jest naprawdę solidnych rozmiarów. Znaczy się - przez jakiś czas robiłam uniki, ale gdy się już do niej przysiadłam, to poszłooo.
Pasowało mi tempo rozgrywających się wydarzeń, para prowadząca śledztwo była do zaakceptowania. Bardzo się cieszę, że nie przyszło mi czytać o jakichś partaczach, bo tego bym już chyba nie udźwignęła.
Postać mordulca również mi odpowiadała. I chyba się cieszę, że nie było jakichś dodatkowych rozdziałów z jego perspektywy, bo taki zabieg czasem wypada mocno dziwacznie. Pomysł z zostawianiem kasztanowych ludzików na miejscach zbrodni naprawdę kreatywny i taki jesienny
Właśnie! Akcja rozgrywa się w październiku - liście lecą z drzew, kasztany spadają, a morderca zaczaja się na swoje ofiary. Jak ja kocham ten klimat!
Jeśli chodzi o minusy - miałam wrażenie, że kilka wątków się tak jakby urwało i nikt już nie powrócił do tematu. Zabrakło mi poza tym wyjaśnienia jednej dość istotnej kwestii. Albo ja to wytłumaczenie po prostu przegapiłam, lub nie zrozumiałam. W końcu nie każdy jest alfą i omegą
Mamy też tutaj sporo do czynienia z krzywdą dzieci. A ja nie należę do wielbicieli takich wątków. Szczęśliwie udawało mi się nie brać tego zbyt mocno do siebie.
Jeśli macie chęć poczytać o niebezpiecznym psycholu, polecam Wam bardzo gorąco
"Kasztanowego ludzika". Aktualnie panująca aura za oknem zdecydowanie pomoże wczuć się w klimat tej powieści
***************************
Mam pytanko do osób, które czytały -