Bardzo spodobali mi się bohaterowie i trudno mi zdecydować kogo polubiłam bardziej. Fajnie było spojrzeć na poważnego Pana Profesora z perspektywy jego szaleńczych młodzieńczych lat.
Wątek kto się czubi, ten się lubi jest jednym z moich ulubionych.
No i chemia między bohaterami była też od samego początku, a nie obłapiali się w ogóle gdzieś tak do połowy książki.
Keeland w tej książce dokonała czegoś trochę dla mnie niespotykanego we współczesnym romansie. Wplotła wątek wiary i religii, nie robiąc z książki ani powieści katolickiej, ani nie bulwersując zbytnio czytelnika mieszając erotykę z religią.