O mamusiu, co to było?! I nie, nie w pozytywnym sensie.
Tak słabej książki już dawno nie czytałam. Gdyby wyciąć z niej sceny seksu, myśli o seksie albo rozmowy o tymże, to nie zostałoby praktycznie nic. Uwielbiam erotyki, ale nie takie, jak to "dzieło". Wszystko podane bez smaku i wulgarnie, zero w tym jakiejkolwiek finezji czy otoczki intymności.
Gordian jest straszny. Nie mam nic przeciwko śfiniowatym bohaterom, ale ten pozostawia wszystkich daleko w tyle. Jest po prostu f** (używając jego chyba ulubionego słowa). Nic, a nic nie wzbudza w nim sympatii. Jest egocentrykiem, samolubem (chociaż wykazuje jakieś opiekuńcze skłonności w stosunku do matki), uzależnionym od seksu baranem. Ma gdzieś uczucia dziewczyn, z którymi sypia. Bierze to co chce i odchodzi, nie oglądając się za siebie.
Jeśli chodzi o sam styl autorki, to też mnie nie urzekł. Jest prosto i banalnie. A do tego bardo, ale to bardzo wulgarnie, czego nie trawię w książkach. Tak, wiem, że jest ona napisana z perspektywy faceta, ale we wszystkim trzeba znaleźć umiar. A tutaj tego nie ma. Nawet scen erotycznych jest tu za dużo (szczególnie w pierwszej części). Poza tym są one podane w tak niestrawny sposób, że nie wywołują dreszczyku podniecenia, ale raczej obrzydzenia.
Dla mnie nie, nie i jeszcze raz nie. Po takim spotkaniu z autorką, nawet nie mam ochoty sięgać po jej inne książki. Tylko szkoda tych pieniędzy wydanych na książkę, bo mogłam mieć za to coś bardziej wartościowego.