"Niedokończona baśń" Dorota Gąsiorowska
Premiera 14 października!Młoda wdowa -Julia właśnie dostała wymarzoną posadę. Została asystentką swojej ukochanej pisarki, Suzanne Benoit. Niestety szybko wyszło na jaw, że nowe stanowisko wymaga od niej dużej elastyczności i zaangażowania. Dziewczyna musi być gotowa na częste wyjazdy do Francji, co jest dość kłopotliwe dla samotnej matki. Już po kilku tygodniach towarzyszy Suzanne w podróży do Akwitanii. Dodatkowo nowa szefowa nie jest, jak się wydawało, uroczą starszą panią, wręcz przeciwnie – bywa humorzasta i trudna. Jakby tego było mało, Julia przeżywa rozterki miłosne, z jednej strony dalej kocha zmarłego męża, ale zaczyna też coś czuć do niedawno poznanego architekta – Macieja.
Najpierw opowiem Wam o zaletach tej powieści.
Dorota Gąsiorowska ma niewątpliwy talent do oddawania atmosfery miejsc, w których rozgrywają się wydarzenia. Zwróciłam na to uwagę już podczas lektury jej poprzedniej książki, kiedy to zachwyciłam się klimatem Syberii. Tym razem autorka postanowiła przenieść czytelnika do Francji, a właściwie do Akwitanii. Barwne i szczegółowe opisy przepięknych zamków, rozległych winnic czy francuskich potraw sprawiły, że zamarzyły mi się wakacje w tym rejonie. Uważam, że biura podróży powinny wykorzystać fragmenty tej książki do reklamy swoich wycieczek.
Polubiłam też córeczkę Julii - Basię. Ta rezolutna dziewczynka wprowadziła do powieści elementy humorystyczne, a jej zabawne przemyślenia niejednokrotnie ożywiały lekko monotonną akcję. Momentami miałam jednak wrażenie, że Basia jest zbyt dojrzała jak na pięciolatkę, a na pewno posługuje się zbyt wyszukanym słownictwem. Aczkolwiek mogę się mylić, ponieważ nie mam zbyt dużego kontaktu z dziećmi i nie wiem jak powinny się zachowywać w tym wieku.
I to niestety koniec zalet.
Myślę, że ta książka wiele by zyskała gdyby była po prostu krótsza. Było w niej bowiem sporo niepotrzebnych scen, które kompletnie nic nie wnosiły do akcji, a tylko ją spowalniały. Obszerne opisy, wewnętrzne monologi bohaterki czy mała ilość dialogów bardzo utrudniały czytanie. Nie porywa również wątek średniowiecznej księgi. Szczerze się dziwiłam, że komuś chce się drążyć ten temat.
Jednak największym rozczarowaniem jest dla mnie romans Julii i Maćka, a właściwie jego brak. Totalnie nie rozumiem kiedy ta dwójka zdążyła się tak w sobie zakochać. Spotkali się tylko kilka razy, wymienili może z dwa pocałunki i zaraz zaczęli wprost usychać z miłości i tęsknoty. Do samego końca nie czułam pomiędzy nimi nawet odrobiny chemii, co więcej jako para wydawali mi się bezbarwni.
Szczerze mówiąc nie za bardzo wiem jak mam ocenić „Niedokończoną baśń”. Ma ona oczywiście pewne zalety, ale nie ukrywam, że jestem nią zawiedziona.