Aur_ro, mam wrażenie, że my mówimy o całkiem innych sprawach i oceniamy zupełnie coś innego w tych samych książkach.
Mnie brakuje w tych starych harlequinach dramatyzmu związanego z ich miłością, czyli konfliktów między głównymi bohaterami. Brakuje mi takiego konkretnego momentu, w którym zagrożona jest ich miłość, wymagającego godzenia się na końcu oraz wynikającego z niego płaszczenia się.
Dramatyzm, który wynika z innych powodów, np., że para ma chore dziecko, czy jakichś innych, które były modne w starszych harlequinach, rodzi we mnie inne emocje. One przegrywają u mnie z emocjami, które wywołują we mnie "nowoczesne" Światowe Życia.
Nie ma dla mnie żadnego znaczenia, czy stare książki były wspaniale napisane, z cudownie określonymi charakterami bohaterów i z innymi zaletami, bo mnie one po prostu nie interesują na poziomie emocjonalnym. Tylko dla określonych emocji czytam harlequiny i jeśli ich nie znajduję, to mnie nudzą.
aur_ro napisał(a):A napiecie miedzy bohaterami tak jest opisane poprzez scieranie sie osobowosci, i inne konflikty, ze nie potrzebuje wzmocnienia doslownoscia aktu seksualnego. To wlasnie charakterystyczne dla starszych hq: Napiecie erotyczne wynika z sytuacji i psychologii dwojki bohaterow (po prostu autorki nie mogly pojsc w doslownosc i to obyczjowe ograniczenie wychodzi ksiazce na dobre) .
Rozumiem, Aur_ro, dlaczego wolisz harlequiny starsze, w których sprawy związane z seksem opisane były łagodniej. Postaraj się też zrozumieć, że dla kogoś, komu sceny seksu są obojętne, a za to kładzie nacisk na występowanie innych elementów, których w starych harlequinach nie znajduje, te stare mogą nie być w żaden sposób atrakcyjne.