Buntowniczka
Każdy historyczny cykl Lisy Kleypas winien jest mieć swojego Harry’ego Rutledge’a, czyli człowieka który mały interes przemienia w wielkie i świetnie prosperujące przedsięwzięcie, a przy tym ma tyle kasy, że zawstydziłby samego króla Midasa. Nie inaczej w pierwszym tomie cyklu Rodziny Ravenels został nam przedstawiony Rhys Wintersborne. Enigmatyczny i twardy Walijczyk, właściciel największych na świecie domów towarowych, człowiek który czego się nie dotknie obraca to w złoto w tym przypadku w miliony funtów.
W poprzednim tomie nieporozumienie sprawia, że Wintersborne i najstarsza z sióstr Ravenel lady Helen rozstaja się po dość krótkim i bardzo nieudanym narzeczeństwie. Nieśmiała i delikatna Helen, wychowana w kompletnym odizolowaniu od spraw damsko- męskich płoszy się podczas pocałunku z porywczym Walijczykiem. Jego urażona duma i wyobrażenie, że piękna arystokratka nim gardzi ze względu na pochodzenie i majątek zdobyty siłą własnych rąk, nie pozwala mu zostać.
Ich własny tom zatytułowany Buntowniczka rozpoczyna się w chwili, gdy Helen pod nieobecność kuzyna i jego ukochanej wymyka się do siedziby Wintersborna.
Tam następuje pogodzenie się głównych bohaterów a jako, że Rhys namotał w poprzedniej książce i obraził Kathleen poprzednią a zarazem aktualną hrabinę Treaner, kwestia małżeństwa oddala się, gdyż opiekun Helen kuzyn Devon nigdy nie zgodzi się na jej małżeństwo z magnatem.
Rhys wpada więc na „genialny”
W tym tomie pojawia się także kleypasowska doktor Quinn czyli Garret Gibson, genialna lekarka wykształcona na paryskiej Sorbonie, której talentu ówczesny świat nie potrafi zaakceptować. Mamy także siostry Helen, bliźniaczki Cassandrę i Pandorę. Pandora rozpoczyna karierę jako autorka gier planszowych o czym szerzej dowiemy się w kolejnym tomie, gdzie partnerować jej będzie St. Vincent. Nie mówię jednak o starym, poczciwym Sebastianie, który dochrapał się pewnie już tytułu księcia, ale o jego synu Gabrielu, który zapewne przejął po tatusiu rozpustną praktykę.
Na koniec powiem tylko tyle, że w tym tomie Kleypas mnie trochę zawiodła. Wolałabym żeby nie skupiała się przy każdym akapicie dotyczącym przymiotów Rhysa że ma wór kasy i w ogóle jaki to on twardy jak skała trzymająca Ekskalibur i mroczny jak noc londyńska w listopadzie, ale żeby dała chłopu się wykazać, bo przez całą część epatował mrokiem, ale średnio to udowadniał. Już Helen mnie mile zaskoczyła, bo z nieśmiałej firany powiewającej jak zawiał wiatr, przerodziła się w buntowniczkę, której przeciwnicy mogą naskoczyć.