Przez okno piorunuję wzrokiem śpiącego olbrzyma, odczuwając przemożną potrzebę, by wmaszerować tam, uderzyć go w twarz i zażądać, żeby mi to wytłumaczył. Prawdopodobnie tak właśnie bym zrobiła, gdyby nie przeżył dziś katastrofy lotniczej.
Pieprzony Jonah.
Czy zdołamy przetrwać choćby jeden dzień, w którym nie będzie mnie irytował?
Trzaskam drzwiami, gdy wciągam obie walizki do domu, a plastik uderza o metal. Jonah ani drgnie.
Wiozę bagaż obok kanapy, specjalnie trącając biodrem jego głowę, na tyle mocno, aby nabić sobie sińca.
I nic.
– Ty sukinsynie – warczę, gdy się gotuję, i upuszczam walizki w kuchni, by z hukiem wpadły na szafki, a następnie wracam po laptopa. – Powinnam otworzyć drzwi i wpuścić tu Bandita. To na pewno by cię obudziło, dupku. Zasługujesz, żeby ktoś zdemolował ci mieszkanie. – Co mu w ogóle powiem, gdy będę z nim jutro rozmawiać? Czy uśmiechnie się zawadiacko i rzuci jakimś gładkim tekstem?
I co powiedzą Agnes i tata? Czy mnie zbędą? Czy tata oznajmi, że z nim porozmawia? Czy Agnes uniesie rękę i stwierdzi: „Oj, Jonah lubi gierki”?
Patrząc na niego, jak leży nieprzytomny z tymi zmierzwionymi, rozsypanymi na poduszce włosami, z krzaczastym zarostem na policzkach, myślę, że powinnam…
Czuję, jak na twarzy powoli rozciąga mi się mściwy uśmieszek.
[...]
Trochę w sposób, w jaki patrzę teraz na Jonaha – zachwycona z powodu tego, co nożyczki kuchenne i maszynka do strzyżenia, którą znalazłam w szafce w łazience, zdołały wykrzesać.
Miało być proste cięcie. Miałam dla żartu obciąć mu brodę z jednej strony, jak faceci często robią kumplom, gdy ci zasną pijani na kanapie. Tylko tyle, żeby wkurzył się po przebudzeniu.
Ale pomyślałam sobie, że mógłby to tak zostawić tylko po to, by doprowadzić mnie do szału. Ponieważ wiem, że Jonah jest do tego zdolny.
Zaczęłam więc porządne strzyżenie.
Ani razu się nie ruszył.
Nawet nie drgnął, gdy skróciłam jego posklejane krwią włosy. Ani kiedy cichy pokój wypełniło bzyczenie maszynki. Ani kiedy ostrożnie – bardzo delikatnymi ruchami – stylizowałam busz zasłaniający mu twarz. Kudły kurczyły się, aż odkryłam pełne, miękkie wargi, ostre kości policzkowe i wyrzeźbioną żuchwę.
Jonah ma w tej chwili gęstą, choć krótką bródkę, taką, która wywołuje zazdrość u większości mężczyzn i sprawia, że dziewczyny i żony pokazują magazyny swoim partnerom, żądając: „Chcę, byś tak wyglądał!”.
I nie poprzestałam tylko na tym. Zajęłam się też zmierzwionym mopem na jego głowie, przycinając mocno boki – przynajmniej na tyle, na ile mogłam przy horyzontalnej pozycji śpiącego. Włosy na czubku głowy zostawiłam dłuższe, na jakieś pięć centymetrów, ale je wycieniowałam, po czym wystylizowałam tanim żelem znalezionym w otchłani próżności Jonaha w łazience.
Siedzę teraz i podziwiam przystojnego mężczyznę, którego odkryłam pod nieokiełznanymi, popielotoblond włosami, gdy śpi tak spokojnie. Dłonie mnie świerzbią, by pogłaskać go po twarzy. Teraz wydaje się nieco starsza, delikatne rysy są bardziej męskie. Jest jeszcze bardziej atrakcyjny niż na zdjęciu, na widok którego śliniłam się wcześniej.
I zastanawiam się, jak, u licha, prosta zemsta zmieniła się w podziw dla tego przebiegłego drania.
[...]
– Pojadę do niego później i upewnię się, że… – urywa, widząc, że Jonah wychodzi sztywnym krokiem na ganek w tych samych spodniach dresowych i koszulce, w których wczoraj zasnął. Znajdujemy się za daleko, aby widzieć zszytą ranę na jego czole.
Nie jesteśmy jednak oddaleni na tyle, by nie móc odczytać kamiennego spojrzenia, gdy patrzy na nas, krzyżując muskularne ramiona na szerokiej piersi.
Piorunuje mnie wzrokiem.
W samochodzie na chwilę zapada cisza, tata wysoko unosi brwi.
W końcu mówi:
– Calla, ile czasu byłaś u niego po tym, jak zasnął?
– Nie jestem pewna – mamroczę, patrząc na drogę. Jego ton jest łagodny, ale nie potrafię go odczytać.
– I… mogłabyś powtórzyć, co tam robiłaś? Pracowałaś nad stroną, karmiłaś Bandita i… Ach tak, przeglądałaś jego książki. I tyle?
– Tak – kłamię z takim przekonaniem, jakie tylko potrafię z siebie wykrzesać.
– I o niczym nie zapomniałem?
– Z pewnością nie, ale musimy jechać. Już. – W końcu ośmielam się spojrzeć. Widzę, że tata zaciska usta, próbując się nie śmiać, chociaż kiepsko mu to wychodzi.
– Tak, chyba masz rację. – Wrzuca bieg. Przemierzamy podjazd, tata omija większe dziury i mówi:
– Te leki na rozluźnienie mięśni musiały być silne – duma.
– Bardzo – zgadzam się.
Tata wbija wzrok we mnie, aż nie jestem go w stanie ignorować. Obracam się i patrzę mu w oczy. Zauważam w nich iskrę.
Do czasu, gdy wyjeżdżamy na główną drogę, tata kaszle, śmiejąc się.
– O, Calla… Naprawdę sama się prosisz.
– Zasłużył sobie!
– Tak, też bym tak powiedział, ale Jonah zawsze musi mieć ostatnie słowo. Nie odpuści ci tego.
Z uporem krzyżuję ręce na piersiach.
– Powinien mi podziękować. Teraz przynajmniej ludzie mogą zobaczyć jego twarz.
Tata z zaciekawieniem unosi brwi.
– A widok jego twarzy to coś dobrego?
– Nie wygląda już tak, jakby został zamknięty w klatce i przetransportowany do zoo. – Mają w ogóle ogrody zoologiczne na Alasce? Wątpię.
K.A. Tucker Zostań ze mną