Sieroty wojenne niekoniecznie stają się celebrytami, ba, czasami stają się wręcz niewidzialni lub kozłami ofiarnymi, szczególnie, gdy w konflikcie rodzice stawali na różnych pozycjach, a społeczność do tego raczej chce zapomnieć o złych czasach.
***
Co do kłótni z fanami: to chyba ma długą historię, trochę strzeszczoną w tekście ze Spiderweba.
Dla mnie to raczej fajne zjawisko: Rowling stworzyła uniwersum na skalę wielką z wielka pomocą fanów - fandomem. Następuje jednak taki moment, gdy jedna osoba / twórca traci status boski w tym świecie, bo faktycznie nie ogarnia złożoności i wielości tak naprawdę opracowywanej na tym etapie już przez tysiące osób przez ponad 2 dekady. A ponadto system wartości autora-boga też przestał być uniwersalny.
W takim wypadku "głos Rowling" często jest traktowany jako retroaktywny: np. latami fani przychylali się do takiej interpretacji, bo doszli do wniosku, że na podstawie dostarczonych informacji to jest logiczne. A tu wchodzi autor(po latach milczenia w tej kwestii!) i mówi "nie, bo tak naprawdę - nie wiedzieliście o tym - to jest tak i tak".
No i się robi problem, bo Potteromania to jednak wbrew pozorom nie sekciarski kult z liderem nieomylmnym, jak się okazuje, i nie ma tak łatwo
Klasyczne "wygnanie z raju"
Gwiezdne Wojny, komiksy Marvela / DC radzi sobie lepiej (chociaż wojny bywają straszliwe), ponieważ prawie od początku cała franczyza była robiona przez zespoły ludzi - taki Georg Lucas może i był Twórcą, ale sam zrezygnował w sumie z bycia Prorokiem aka Liderem (zresztą od początku wiedziano, że gdyby np. nie Marcia Lucas, jego żona odpowiedzialna za złożenie filmów w całość, to by było marnie... taka Sophia / Duch Święty gdyby używać chrześcijańskich terminów